Odra umiera. Straty sięgają milionów ryb i innych organizmów. A to nie wszystko. Zagrożony jest również los ludzi, którzy korzystają z rzeki. Czy to nawadniając pola, pojąc wypasane bydło, czy rozwijając turystykę. Strona społeczna domaga się w związku z tym renaturyzacji, stałego monitoringu rzek i wzmocnienia służb ochrony środowiska.
Michał Zygmunt, ekolog, aktywista i człowiek rzeki opowiedział SmogLabowi o szansie na przełom w postrzeganiu rzek. Szansie, która jest światełkiem w tunelu katastrofy. Jego nadzieje pokrywają się z postulatami nadodrzańskich aktywistów.
Umierająca Odra największą katastrofą ekologiczną w tym pokoleniu
Michał Zygmunt podkreśla, że instytucje od dawna ignorowały zgłaszane przez ekologów problemy. Lekceważenie sprawy doprowadziło do tego, że w pewnym momencie czara goryczy się przelała.
– Od dawna walczymy z mniejszymi wyciekami z kilku miejsc na Odrze. Od dłuższego czasu – jesienią i wiosną – apelowałem, że takie rzeczy się dzieją. Instytucje grały z nami w taką „grę”, że pojawiały się nad rzeką dwa tygodnie później, niż dane zjawisko zgłaszaliśmy. To przecież woda płynąca. Oni kompletnie nie rozumieli tej sytuacji – wylicza. – Ilość wlanego do rzeki chemicznego ścieku jest już tak duża, że rozmawiamy właśnie o największej w tym pokoleniu katastrofie ekologicznej na Odrze.
Zapytany o analogię do Czarnobyla, która jest już zauważana przez niektórych ekspertów i media, zauważa punkt wspólny – wtedy również całą sprawę ignorowano.
– Fala płynie od 3 tygodni. Gdy my mówiliśmy o tym głośno, instytucje twierdziły, że nic się nie dzieje – dodaje Zygmunt.
Niezwykłym niebezpieczeństwem była dezinformacja, a nawet jej brak w postaci ostrzeżenia obywateli na czas. Dopiero po ponad dwóch tygodniach od pierwszych doniesień o sytuacji na Odrze Polacy dostali alert RCB.
– Wcześniej nie pojawiła się żadna informacja, a przecież z Odry regularnie korzystano i dość aktywnie jej używano. Od powodzi ‘97 r., po której Odra się oczyściła, więc była stosunkowo czysta, ludzie z niej korzystali. Jeszcze niedawno turyści kąpali się w rzece w Cigacicach, kiedy fala zanieczyszczeń była już kilka kilometrów przed nimi. Nikt im o tej fali nie mówił – dodaje. – Skutki tej tragedii, czyli straszne rzeczy, dopiero zobaczymy.
Ekolog wspomniał również o problemie wypasanych nad Odrą zwierząt, nawadnianych nią pól, czy działek. O tym niebezpieczeństwie pisaliśmy tutaj.
Czytaj także: Śnięte ryby na Odrze to nie wszystko. Ludzie działają narażając się na poparzenia, a rząd milczy
Szansa na przełom?
Michał Zygmunt w całej odrzańskiej tragedii zauważył jednak coś zdecydowanie nieszablonowego. Podzielił się tym ze SmogLabem.
– Paradoksalnie jest to szansa dla Odry. Moim zdaniem to jest chyba kres pewnego myślenia na temat przyszłości rzek. Myślenia, które próbuje się nam narzucić – mówi.
Ekolog odnosi się do planów rządowych polegających na o uczynieniu z Odry drogi wodnej i połączeniu jej z Dunajem. Realizacja tych planów wiąże się jednak z zagrożeniem tzw. hydrobetonozą. Według Zygmunta regulowanie rzek pod kątem biznesu to kpina mająca tylko odwrócić naszą uwagę od realnych problemów, jak np. susza, brak wody i realnej ochrony przeciwpowodziowej.
– Jako osoba pływająca tą rzeką przez większość roku mogę powiedzieć, że być może kiedyś to było potrzebne, ale dziś nie ma ku temu warunków. Priorytetem jest brak wody. Odwracanie od tego naszej uwagi i mówienie o regulacji kazało nam, ludziom znad rzeki, walczyć z wiatrakami, a stronie rządowej pozwoliło nie robić nic – dodaje. – Ciężko jest teraz zaufać Wodom Polskim, instytucji, która właśnie pokazała, że w kwestii rzek kompletnie nie wie o co chodzi.
Aktywista domaga się włączenia wszystkich zainteresowanych grup do dyskusji o przyszłości Odry.
Czytaj także: Hydrobetonoza – ochrona przeciwpowodziowa po polsku
Głos ludzi znad rzeki. Odra ich potrzebuje
Michał Zygmunt, jako ekolog i mieszkaniec Nadodrza powiedział nam, że cały plan regulacji rzek; betonozy, wyklucza osoby mieszkające nad rzeką oraz tych, którzy się z niej utrzymują, np. prowadząc biznesy skoncentrowane nad nią i wokół niej. Istnieje zagrożenie, że działalności te w najbliższych latach upadną, bo stracą zainteresowanie turystów. Nad zatrutą rzekę nikt nie chce przyjeżdżać.
– Żądamy teraz nowej dyskusji i planu, do tworzenia którego zaproszone zostaną wszystkie strony: organizacje, ludzie mieszkający nad rzeką, fachowcy. Tylko wspólnie możemy zrobić racjonalny plan na realną przyszłość Odry.
Jaki byłby więc głos ekologów, ale też ludzi, dla których Odra to drugi dom?
– Proszę mi wierzyć, że tylko renaturyzacja tej rzeki pozwoli nam odważniej spojrzeć w przyszłość. Tylko zrenaturyzowana, dzika rzeka daje wszystkim prawdziwy dostęp do siebie. Nam wszystkim, a nie jednej grupie biznesowej. Ludzie chcą z niej czerpać to, co naturalne. Woleliby Park Narodowy, niż rzekę zabetonowaną, z której zostaną przepędzeni. Z kolei rządzący wolą mamić nas nierealnymi opowieściami, niż zauważyć choćby lasy łęgowe gotowe na okresowe zalewanie, czy wielką moc naturalnych rzek, chroniącą nas podczas suszy lub ulew.
Jak mówi, Odra ma to szczęście, że wokół niej kwitnie życie obywatelskie. Nie brakuje chętnych do walki o nią. Nad Odrą działają setki różnorodnych inicjatyw – od ekologicznych po kulturalne. Ci ludzie chcą mieć prawo decydować o Odrze. Mieć do niej swobodny dostęp, bez nastawienia na zyski materialne.
– Czuję, że stoimy w momencie absolutnego przełomu. O tę uwagę, którą dziś dostała Odra, ja walczę przynajmniej od dziesięciu lat.
Odratujmy nasze rzeki
„To, co spotkało Odrę musiało się w końcu wydarzyć. Przyrodnicy i aktywiści wiedzą od lat, że ochrona środowiska w Polsce istnieje tylko na papierze” – tymi słowami rozpoczęła się wczoraj pikieta „ODRAtujmy nasze rzeki” pod wrocławskim Urzędem Wojewódzkim położonym nad samą Odrą.
Aktywiści, społecznicy, naukowcy i Wrocławianie zgromadzili się tam, aby wskazać błędy rządzących. Zwrócili uwagę na pobłażliwe traktowanie trucicieli wód oraz innych komponentów środowiska i wyjątkowo niskie kary, kiedy sprawcy zanieczyszczeń zostaną już wykryci. – W Polsce niszczenie przyrody się po prostu opłaca. O zasadzie zrównoważonego rozwoju wspominamy głównie we wnioskach o dotacje unijne – mówili w gorzkich słowach. Ich zdaniem, zlewanie do rzek płuczek kopalnianych i ścieków przy jednoczesnym braku monitoringu wód jest nie tylko brakiem ochrony środowiska. To przede wszystkim narażanie ludzi na utratę zdrowia i życia.
Działacze przypomnieli, że w zakresie kontroli stanu wód największe uprawnienia mają Wody Polskie oraz Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. – Gdzie byli Ci wszyscy urzędnicy, gdy wylewano do Odry solankę przy tak niskim stanie wód? – pytali.
Odra potrzebuje pomocy. Naszej pomocy
– Nie dajmy sobie powiedzieć, że to, co się dzieje, to jest naturalny proces. Żądamy natychmiastowego zatrzymania prac regulacyjnych realizowanych i planowanych na Odrze. Przynajmniej do czasu wyjaśnienia tej katastrofy. Cokolwiek się stało, rycie w tej rzece i niszczenie jej naturalnego potencjału nie służy. Dziwnym trafem, na Odrze transgranicznej, gdzie trwa budowa i odbudowa ostróg, sytuacja jest teraz bardzo zła – powiedziała Dorota Chmielowiec-Tyszko, przedstawicielka Koalicji Czas na Odrę.
Zachęcała do przekazania tych środków na pomoc Odrze w odtworzeniu się. Dr Robert Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego podkreślił, że konieczne jest śledzenie poczynań rządu, choćby w sprawie 250 mln zł obiecanych na monitoring środowiska. – Nie odpuszczajcie tego tematu. Róbmy wszystko, żeby rzeki były bardziej dzikie. – Działacze skandowali niezwykle wymowne hasło: „beton w rzekach, to beton w głowach”.
Tylko naturalna, dzika rzeka jest w stanie spełniać swoje funkcje. Potrzebne są więc renaturyzacja, stały monitoring rzek i wzmocnienie służb ochrony środowiska. – Jeśli Odra przeżyje, to tylko dzięki Wam – aktywistom, działaczom, wędkarzom. To jest nasze wspólne dobro, którego my, jako ludzie jesteśmy częścią – powiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy.
–
Zdjęcie tytułowe: fot. Fundacja EkoRozwoju