Robert Rient: Ma znaczenie, jak traktuję swoją mamę, gdy umiera

Podziel się:

W pisaniu o klimacie i ekologii łączy naukę z duchowością. Współzależność z naturą docenił po podróży dookoła świata, o czym pisze w książce „Przebłysk’. – W sprawach klimatu, głównym narzędziem naprawy jestem ja sam, a jeśli jestem uszkodzonym narzędziem najpewniej będę Ziemi szkodził – mówi w naszym cyklu.

Co myślisz o współczesnym świecie?

Gdy pytasz o świat, to pytasz o wszystko. O wewnętrzny świat, miejsce w którym żyjemy, kraj, planetę, odległe gwiazdy, galaktyki i gwiezdny pył. Lubię tę perspektywę: gdyby życie Ziemi porównać do doby to człowiek myślący pojawił się w ostatnich pięciu sekundach. Myślę, że świat sobie świetnie radzi, tylko czasami pojawia się na nim pasożyt, zatracony w cierpieniach i przyjemnościach. Konsumuje, zdobywa, podbija, gromadzi, dopóki nie zorientuje się, że już nie ma nic do zjedzenia, a rozmnożył się tak bardzo, że brakuje dla niego miejsca. Wtedy i on przemija. Wszystkie cywilizacje i gatunki, które chciały dominować i nie potrafiły współzależeć, przemijają.

Historia naszej planety to opowieść o przemieszczaniu się lądów, ewolucji i wymieraniu gatunków, pojawianiu i znikaniu życia. Gdybym miał wybrać moment, w którym pojawiam się na Ziemi, wskazałbym na teraźniejszość, bo jest fascynująca. Trwa ostatni taniec człowieka.

To po co w ogóle walczyć?

Nie uważam, że trzeba walczyć.

To po co działać?

Dla miłości i przez miłość.

Ale komu ja tę miłość zostawię?

W tych pytaniach jest założenie, że musi być cel. Nie uważam, żebym musiał nadawać życiu sens. Tym bardziej miłości. Moment uczciwego, autentycznego bycia jest najbardziej sensowny, choć oczywiście mogę wspierać swoje bycie działaniem, które podejmuję dla kogoś lub czegoś, chociażby po to by minimalizować konsekwencje kryzysu klimatycznego. Najpierw jednak trzeba mieć jego świadomość, a wraz z nią przeżyć żałobę klimatyczną. I nie utknąć na którymś z jej etapów. Żałoba jest nieunikniona dla tych, którzy poznali fakty dotyczące trwającego szóstego wymierania gatunków, do którego doprowadziliśmy. My jesteśmy gatunkiem.

Jeśli więc zadaję sobie pytanie „po co” działać, to właśnie dla tego momentu, w którym jestem, bo życie jest bardziej niż wystarczające. Biegniemy ku wyrafinowanym rozrywkom, gadżetom, lekceważąc naturę. Mam wrażenie, że upatrywanie ratunku w technologii, apelowanie o elektrownie atomowe jest pragnieniem utrzymania obecnego stanu konsumpcji, bez refleksji, że zużywamy więcej niż potrzebujemy.

Przywykliśmy pomijać tak oczywistą sprawą jak życie i nie zauważać jak małe szanse mieliśmy by się tu pojawić.

Jestem tutaj, tak samo jak ty, dzięki przodkom. Każdy kto był przede mną musiał pokonać choroby, epidemie, najazdy barbarzyńców, dojrzeć do wieku, w którym mógł urodzić lub spłodzić dziecko, a to dziecko przeszło tę samą drogę. I tak do pierwszych ludzi. I oto jesteśmy.

Niektórym łatwiej przeżywać żałobę klimatyczną poprzez działanie.

Doskonale to rozumiem, sam tak zrobiłem. Wśród aktywistów ekologicznych również można spotkać denialistów. Zabrnęliśmy już za daleko. Kryzys klimatyczny nie nadciąga, on trwa: płonące torfowiska, topnienie lodowców, zalewający nad plastik i beton, prawie miliard głodujących, 40 procent ludzi bez dostępu do czystej wody, uchodźcy klimatyczni. Czasem rozmowa o klimacie zamienia się w debatę na temat gazów cieplarnianych.

Od kiedy istnieje nasza cywilizacja zgładziliśmy 83% dzikich ssaków i 50% roślin. 60% ssaków to bydło i trzoda hodowlana, 36% to ludzie, natomiast dzikie zwierzęta to zaledwie 4%. Tych zjawisk jest dużo więcej.

Czyli zacząłeś pisać o klimacie z pełnym przekonaniem, że nie da się uratować tej cywilizacji?

Nie, zacząłem z przeświadczeniem, że się uda. Trzy lata temu przeczytałem książkę Elizabeth Kolbert „Szóste wymieranie”, ale odłożyłem ją na półkę razem z przytłaczającą świadomością. W pewnym momencie zacząłem śledzić raporty i badania, odrzucając politykę i skupiając się tylko na nauce. Zmiotło mnie. Istnieje fascynująca koncepcja mówiąca o tym, że wystarczy mobilizacja 3,5 proc. społeczeństwa, żeby dokonać rewolucji i obalić system. Współczesna demokracja jest nastawiona przede wszystkim na wzrost gospodarczy, biznes i konsumowanie życia, a nie jego ochronę. W polityce, ekonomii, a nawet psychologii widać powściągliwość w transformacji systemu, który uznaje jednostkę za niezależną i namawia ją do podnoszenia tak zwanej jakość życia.

Jaki system byłby dobry?

Współzależności, głębokiej ekologii, z uznaniem, że każde życie jest równoprawne: człowiek, tygrys, krowa, jeż, pszczoła, pająk, mech, pokrzywa, rzeka, wzgórze, dzika róża, dąb.

Biolog Edward O. Wilson nagrodzony Pulitzerem od dawna pisze o tym, że trzeba oddać Ziemi pół przestrzeni. Zostawić przyrodzie połowę gór, pól, łąk, lasów, rzek. Nie jeden procent. W tym jest jakaś szansa.

Teoria 3,5 procent była przywoływana m.in. przy okazji strajków klimatycznych w Nowej Zelandii, gdzie tyle ludzi wyszło na ulice. Podróżowałeś po tym kraju. Jakie tam są relacje państwa z naturą?

Rzeka Whanganui została uznana za żywą istotę i otrzymała osobowość prawną, można w jej imieniu występować do sądu. U nas firma ma osobowość prawną, a nie rzeka, dzięki której trwa życie, co pokazuje w jak odwróconym porządku świata żyjemy. Na wielokilometrowych szlakach turystycznych w Nowej Zelandii nie było ustawionych budek z jedzeniem i pamiątkami. Przy wejściu do parku z starymi drzewami Kauri, trzeba było najpierw wyczyścić mokrym płynem buty, żeby nie wnosić czegoś, co zagroziłoby korzeniom. Przed mającym dwa tysiące lat starym drzewem stoi płot, którego nie należy przekraczać. Niektórzy stawali przed srebrnoszarym, potężnym bogiem i ronili łzy. Jak w każdym kraju bywa różnie, ale wiele osób żyje tam w głębokim przekonaniu o zależności od Ziemi. Tę mądrość niosą m.in. Maorysi, kolonizowani przed laty przez białego człowieka.

Spotykamy się w domku pod lasem. Po swojej podróży dookoła świata nie wróciłeś już do Warszawy.

Szczegółowo opowiadam o tym w książce „Przebłysk”. Natura była najważniejszą częścią podróży, a po powrocie okazała się niezbędna. Uczyłem się od szamanów w amazońskim lesie deszczowym, od duchów dzikiej natury i od wysokich fal uderzających o wulkaniczne skały Wyspy Wielkanocnej. Ale jak o tym opowiadam, odczuwam flygskam (wstyd z powodu latania – red.).

Jak ci się żyje na wsi?

Dynie, które widzisz, wyrosły z tej ziemi. Wszystkie szczątki lądują w kompostowniku. Łąka nieskoszona, oddana owadom. Za szopą żyją jeże, zaskrońce, odwiedzają mnie pliszki, kowaliki, kosy, sikorki, sójki. Z tyłu rosną drzewka owocowe. Ziemia żyje i pracuje ze mną. Obok jest las, w którym dostaję wiele lekcji. Wizyta w nim nie jest tylko przechadzką po tlen, czy uspokojeniem umysłu, ale spotkaniem z odrębnymi, mądrymi istotami, które nie mają ust, ale potrafią mówić. Żyje w nim stara sosna, którą nazywam mamą, czasami nie ma dla mnie czasu i dzika czereśnia, do której prawie zawsze mogę się przytulić. Dla ludzi zachodu to naturalne, że można kochać psa, traktować jak krewnego, wejść z nim w relację, płakać po stracie. To samo można przeżywać przy dębie, kamieniu i rzece. Robimy w głowie segregację, że kot, pies, człowiek są naszą rodziną, ale już świnia, kura, drzewo – nie.

Z kolei gruszy pod własnym rodzinnym domem nie dostrzegałeś całe życie.

Owszem, w wielu kwestiach wciąż jestem głupi. Nie doceniałem też zachwycającej natury Szklarskiej Poręby, z której pochodzę. Wszystko czego potrzebuję jest obok mnie. Przez wiele lat myślałem, że natura jest dla mnie, nie rozumiejąc, że całkowicie od niej zależę i że sam jestem naturą, tak jak każdy człowiek.

Dlaczego tak łatwo przeoczyć człowiekowi relację z naturą?

Żyjemy w kulcie umysłu. Wielu z tych, którzy deklarują się jako niewierzący, jest wyznawcami filozofii, która nie pozwala im rozpoznać żywego ducha w roślinie, kamieniu, owadzie. Uczyniliśmy siebie bogami, podbiliśmy świat, a to nie byłoby możliwe bez odcięcia się od natury. Musieliśmy ją porzucić by skosztować jak to jest być na szczycie. Widać to w zabetonowanych miastach, gdzieniegdzie jakiś park, samotne drzewo.

Wszystko zdaje się być dla człowieka. W filmach i powieściach natura zazwyczaj pełni rolę tła, a nie pierwszoplanowej aktorki. Kupując wodę nabraliśmy nawyku, by podziękować sprzedawczyni, ale niewielu z nas dziękuje w duchu matce Ziemi, rzece, wodzie, którą pijemy.

Mówisz, żeby zaczynać od siebie, a jednocześnie piszesz o tym, że jednostkowe wybory nie mają takiego znaczenia.

Napisałem w jednym z artykułów, że nawet gdybym miał jedną szmacianą torbę, termos i gdybym poruszał się tylko na własnych nogach, nie jadł mięsa, nie korzystał z plastiku, nie kupował nowych rzeczy, to moje prywatne wybory już nie wystarczą, by przeciwdziałać kryzysowi klimatycznemu. Potrzeba nam systemowego rozwiązania, zmian w korporacjach niszczących życie w imię wzrostu gospodarczego, a nie wiary w neoliberalny sen. Jednostkowe wybory mają znaczenie, ale nie tyle w celu ratowania świata, co wyrażeniu wobec niego elementarnego szacunku. Ma przecież znaczenie, jak traktuję swoją mamę, zwłaszcza gdy ta leży chora na łóżku, albo umiera. Planeta jest mamą, i teraz cierpi. To wystarczający powód, żeby dokonywać świadomych wyborów, a podczas zakupów nie myśleć wyłącznie o swojej przyjemności. Extinction Rebellion słusznie domaga się neutralności klimatycznej do 2025 roku, aby do tego doszło trzeba rewolucji w życiu osobistym i rewolucji systemu.

Czy media spełniają swoją rolę w informowaniu o zmianach klimatu?

W większości niestety nie, ale przybywa dobrych przykładów. Są media, które nie tylko piszą o klimacie, ale też osadzają w jego kontekście inne tematy. Patrząc na pierwsze strony popularnych mediów można dojść do wniosku, że człowiek jest najważniejszy, a nie człowiek i natura. Chciałbym nie musieć szukać sam informacji wśród raportów naukowych, a być aktualizowany o tym ile stopniało lodu, jak wzrosły emisje gazów, jakie państwa postawiły na źródła energii odnawialne, co robimy by chronić gatunki zagrożone wymarciem.

Politycy wciąż mylą pogodę, smog i klimat. A w świecie dziennikarskim odtwarzamy zapotrzebowanie, które sami wytworzyliśmy – na przemoc, plotki, pośpiech. Opowieść o wypadku samochodowym i krwi – tak; o dębach i Mierzei Wiślanej – już niekoniecznie.

Większość mediów stawia na przekaz o “końcu świata”, co o tym sądzisz?

Strach nie jest najsilniejszym narzędziem zmiany. Miłość jest mocniejsza. Potrafimy zmienić swoje życie, kiedy naprawdę kochamy. Wtedy jesteśmy gotowi na wszystko: nie jeść, nie spać, zmienić miejsce zamieszkania. Gdy ludzie znajdują prawdziwą miłość to już nie chcą jej porzucić. Staram się nie tylko pisać o kryzysie, ale też opowiadać o naturze tak, by do niej przybliżyć. W cyklu „Wizje roślin” dla „Przekroju” opisuję co miesiąc jedną roślinę: czarny bez, dziurawiec, ayahuaska, czystek, ibogaina, łysiczka lancetowata i inne. Podaję jej właściwości, zastosowanie medyczne w oparciu o źródła naukowe, a poza tym pozwalam sobie stworzyć wokół rośliny legendę zaczerpniętą ze starych podań. Gdy ktoś znajdzie w naturze miłość to nie tylko nie porzuci jej, ale zrozumie, że chroniąc naturę chroni siebie i swoich najbliższych. Jesteśmy naturą, którą chcemy chronić.

1 2
Podziel się: