Tysiące protestujących wyszło w ubiegły weekend na ulice Madrytu, by zaprotestować przeciwko działaniom nowego burmistrza. José Luis Martínez-Almeida w praktyce zamroził funkcjonowanie strefy niskoemisyjnej w centrum miasta, która została wprowadzona przez jego poprzednika. Według szacunków policji udział w proteście wzięło 10 tys. osób, a zdaniem organizatorów nawet 60 tys. mieszkańców stolicy.
W oświadczeniu wydanym przez organizatorów protestu napisano: „Zanieczyszczenie środowiska i zła jakość powietrza są niezwykle poważnymi problemami, które nie powinny być powiązane z barwami politycznymi”. Zwrócono ponadto uwagę na to, że w przypadku likwidacji strefy miasto nie jest w stanie dostosować się do unijnych norm jakości powietrza.
Przypomnijmy: Po zwycięstwie Partii Ludowej w niedawnych wyborach, nowe władze zapowiedziały, że rozprawią się z rozwiązaniem wprowadzonym przez lewicowych poprzedników. [Szerzej na ten temat pisaliśmy tutaj.]
Teraz nowy burmistrz – José Luis Martínez-Almeida – zaczął wcielać swoje zapowiedzi w życie. Na początek zawiesił stosowanie kar w przypadku pojazdów łamiących obowiązujące zakazy – przez co faktycznie zamroził funkcjonowanie strefy niskoemisyjnej na czas nieokreślony.
Decyzja na tyle zbulwersowała część mieszkańców stolicy Hiszpanii, że mimo rekordowo upalnego weekendu, tysiące z nich postanowiło okazać swój sprzeciw.
Strefa niskoemisyjna
Wprowadzony przez poprzedniego burmistrza system – podobnie jak inne tego typu rozwiazania, jak londyński ULEZ – opiera się na klasyfikacji pojazdów ze względu na wielkość emisji. W przypadku Madrytu kierowcy zobowiązani są do odebrania w urzędzie specjalnej naklejki, na podstawie której służby weryfikują, czy pojazd ma prawo wjechać do wydzielonej strefy.
Strefa ta obejmuje obszar około 5 km kwadratowych. Jak wynika z monitoringu prowadzonego przez lokalne służby, po wprowadzeniu rozwiązania zanieczyszczenie tlenkami azotu zostało obniżone o 38 proc.
Zdjęcie: Shutterstock/David Prado Perucha