Dlaczego politycy pytani o klimat mówią o smogu?

3122
0
Podziel się:
Smog a Klimat

Wciąż zdarza się, że politycy mieszają ze sobą dwa problemy: złą jakość powietrza i zmianę klimatu. Ignorują przy tym różnicę między „składnikami smogu” i gazami cieplarnianymi. Pytani o to, co robią by powstrzymać nadciągającą katastrofę klimatyczną odpowiadają: „Walczymy ze smogiem!”.

Przykładów jest aż za dużo. Choćby list byłego już Ministra Środowiska Henryka Kowalczyka do Młodzieżowego Strajku Klimatycznego (MSK).

Albo odpowiedź Prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego na apel MSK. (Na szczęście osoby działające w MSK wyjaśniły Prezydentowi Trzaskowskiemu różnicę między smogiem a zmianą klimatu.)

Kiedy pół roku temu Greenpeace zakrył siedziby Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej czarnymi płachtami z napisem “Polska bez węgla 2030”, reakcja obu partii była podobna: Beata Mazurek mówiła o smogu, a Grzegorz Schetyna o „czystym powietrzu dla Polek i Polaków”. A przecież akcja Greenpeace miała na celu zwrócenie uwagi na problem zmiany klimatu, nie jakości powietrza.

Wreszcie akcja (czy też program) warszawskiego Ratusza „Warszawa dla klimatu”. To między innymi takie oto bilbordy w warszawskim metrze:

zdjęcie: Anna Ochab-Marcinek

Czasem takie „zasłanianie się smogiem” może wynikać z braku wiedzy – wtedy politycy nie tyle mieszają te dwa problemy, co po prostu je mylą. Wiele wskazuje jednak na to, że niektórzy robią to świadomie i celowo. [1]

Zapewne doskonale zdają sobie bowiem sprawę, że o ile smog jest dla polityka tematem niełatwym, to zmiana klimatu jest wyzwaniem ekstremalnie trudnym. I że o wiele łatwiej (co nie znaczy że łatwo!) uporać się z kiepską jakością powietrza niż podjąć realne działania spowalniające zmianę klimatu. O osiągnięciu jakichkolwiek zauważalnych efektów polityki klimatycznej (czyli takich, którymi można by się było chwalić w kampanii…) to już w ogóle szkoda gadać.

Może nasi politycy po cichu liczą też na to, że smog i zmiana klimatu mylą się większości wyborców, więc i tak nikt się nie połapie. A mylić się faktycznie może, bo te dwa problemy mają ze sobą wiele wspólnego.

Ale dlaczego kryzys klimatyczny jest nieporównywalnie większym wyzwaniem niż smog? Powodów jest kilka.

Łatwiej rozwiązać problem lokalny niż wyzwanie globalne

Po pierwsze, choć zanieczyszczenia takie jak pył mogą się przenosić na znaczne odległości, smog to i tak w dużej mierze problem lokalny. Czasem wystarczy zrobić naprawdę niewiele, by w danym miejscu powietrze stało się o wiele czystsze. Na przykład zlikwidować kilka prymitywnych palenisk zatruwających życie całej okolicy (częsty obrazek: parę starych, niemiłosiernie kopcących domów jednorodzinnych otoczonych nowymi blokami). Albo ograniczyć na jakiejś ulicy ruch samochodowy, najlepiej zakazując wjazdu pojazdom nie spełniającym ustalonych norm emisji spalin.

Zmiana klimatu jest zaś – jak dobrze wiemy – problemem globalnym. Działania trzeba podjąć na całym świecie, a zmiany muszą dotknąć wszystkich dziedzin naszego życia. To, gdzie emitowane są gazy cieplarniane nie ma większego znaczenia. Istotna jest tylko wielkość emisji.

Łatwiej oczyścić powietrze ze smogu niż naprawić klimat

Po drugie, dużo łatwiej oczyścić powietrze ze smogu niż z gazów cieplarnianych. Wystarczy po prostu przestać emitować „składniki smogu” (przede wszystkim zanieczyszczenia pyłowe) i chwilę poczekać – powietrze oczyści się samo. [2]

Z dwutlenkiem węgla (CO2) – najważniejszym gazem cieplarnianym – już tak prosto nie jest. By przywróć atmosferę do stanu pierwotnego (czyli tego sprzed rewolucji przemysłowej) trzeba by CO2 aktywnie usuwać z powietrza. Co jest i kosztowne, i trudne technicznie. Ale jest też niestety niezbędne, jeśli mamy mieć jakiekolwiek szanse na uchronienie się przed katastrofą klimatyczną (Dobry artykuł na ten temat – o wiele mówiącym tytule „Ostatnia nadzieja” – znajdą Państwo w numerze Świata Nauki z lutego 2019.)

Katastrofa klimatyczna nie poczeka aż będziemy gotowi jej zapobiec

Po trzecie, ze smogiem moglibyśmy „wozić się” jeszcze przez dekady, powolutku prowadząc różne mało skutecznie działania. Możemy też w ogóle z jakością powietrza nie robić nic. Co się stanie? Jakie będą konsekwencje? Po prostu, bagatelka, będziemy częściej chorować i szybciej umierać. „Tylko” tyle. (Zanieczyszczenia powietrza każdego roku przyczyniają się do ponad 40 tys. przedwczesnych zgonów w Polsce i około 7 milionów na całym świecie.) Będziemy mieli też coraz bardziej skażoną glebę, patrz przypis [2].

Natomiast zmiany klimatu mają charakter progowy. Co to znaczy? A no to, że jeśli Ziemia ociepli się za bardzo, to system klimatyczny się zdestabilizuje. Uruchomią się liczne sprzężenia zwrotne w ziemskim systemie klimatycznym. Właściwie to wygląda na to że niektóre już się uruchomiły. Koniec końców grozi nam to, że nasza planeta znajdzie się w stanie zwanym Cieplarnianą Ziemią. Jeśli ktoś wie o co chodzi to nie muszę nic więcej pisać. Jeśli nie wie, to powiem tylko że należy tego scenariusza uniknąć za wszelką cenę. Czasu jest już naprawdę niewiele, w dodatku nie wiemy dokładnie ile nam go jeszcze zostało. Krótko mówiąc, smog to mała, lokalna apokalipsa. Zmiana klimatu zaś prowadzi nas bardzo szybko ku katastrofie o wielkich rozmiarach.

Wciąż chyba łatwiej mówić o smogu niż o klimacie

Po czwarte, wciąż chyba łatwiej przekonać ludzi do walki ze smogiem niż do działań na rzecz klimatu. Świadomość problemu smogu i akceptacja dla działań koniecznych, by sobie z tym problemem poradzić jest w Polsce duża już od kilku lat – przynajmniej od epizodu smogowego ze stycznia 2017. W przypadku zmiany klimatu z analogicznym procesem mamy do czynienia dopiero od roku – mniej więcej od szczytu klimatycznego w Katowicach COP 24 i od ubiegłorocznego raportu IPCC.

Nie bez znaczenia dla wzrostu świadomości w temacie smogu jest też pewnie to, że w Polsce prężnie działa ruch antysmogowy, przede wszystkim lokalne inicjatywy wchodzące w skład Polskiego Alarmu Smogowego. Osoby w nim działające zazwyczaj mówią o problemie nie tylko w sposób merytoryczny, ale też neutralny światopoglądowo i wolny od jakiejkolwiek ideologii. Tego samego nie da się niestety powiedzieć o wielu aktywistach i organizacjach walczących ze zmianą klimatu.

Inna sprawa że zadanie działaczy antysmogowych jest obiektywnie łatwiejsze niż tych zajmujących się klimatem. Smog dobrze widać i czuć; łatwiej też bezpośrednio powiązać dymy z kominów lub spaliny z rur wydechowych z samopoczuciem naszych bliskich lub własnym. Trudniej jest więc być „negacjonistą smogowym” niż „negacjonistą klimatycznym”, choć zdarzają się i takie przypadki (na przykład niezawodny redaktor Warzecha i wybitny satyryk Janusz Korwin-Mikke). Tym bardziej, że na „kampanię fabrykowanych wątpliwości”, czyli sianie kłamstw związanych z klimatem przeznaczanych jest zapewne dużo więcej środków i uwagi niż na analogiczne działania po stronie jakości powietrza, smogu.

Walka ze smogiem nie wymaga rewolucji

No właśnie, bo jest jeszcze jeden powód – dość oczywisty, ale bardzo, bardzo ważny, a często zupełnie umykający naszej uwadze: w przeciwieństwie do walki ze zmianą klimatu, skuteczna walka ze smogiem nie wymaga odejścia od paliw kopalnych.

Nie wymaga więc ani rewolucyjnych zmian technologicznych, ani zmian w obecnym systemie ekonomicznym czy modelu gospodarczym. Co najwyżej tu i ówdzie potrzebna jest interwencja państwa: a to pomoc finansowa dla najuboższych, a to jakieś dotacje, a to jakaś zmiana w prawie (a potem skuteczne egzekwowanie nowych przepisów, co może być już nieco trudniejsze…).

No i może jeszcze zmiana niektórych naszych nawyków, ale nie nazbyt daleko idąca ani przesadnie bolesna. Krótko mówiąc, walka ze smogiem wymaga raczej ewolucji niż rewolucji, choć zwykle i tak kosztuje bardzo dużo pieniędzy i czasu.

A to wszystko dlatego, że podstawowe surowce energetyczne, podstawowe paliwa, na których opiera się dziś nasza gospodarka: węgiel, ropę, gaz i biomasę można spalać „czysto”.

Czyli tak, by nie powodować smogu. Czytaj: tak by emitować bardzo mało pyłu zawieszonego (PM), lotnych związków organicznych (LZO), tlenku węgla (CO), dwutlenku siarki (SO2) i dwutlenku azotu (NO2). Ten ostatni nie dość że sam jest szkodliwy dla naszego zdrowia, to jeszcze pod wpływem promieniowania słonecznego powstaje z niego również mocno szkodliwy ozon (O3).

Chemii nie da się jednak oszukać

W skład węgla, ropy, gazu i biomasy wchodzi przecież węgiel (tu w znaczeniu: szósty pierwiastek układu okresowego). I dlatego przy spalaniu tych paliw zawsze powstaje dwutlenek węgla (CO2). W idealnym przypadku, kiedy spalanie jest całkowite, każdy atom węgla łączy się z dwoma atomami tlenu. Z każdego kilograma pierwiastkowego węgla zawartego w spalanej substancji powstaje więc wtedy ok. 3.66 kg CO2. Jeśli spalanie nie jest całkowite, to powstanie ciut mniej CO2, ale „za to” części pierwiastkowego węgla zawartego w paliwie wejdzie w skład tlenku węgla (CO), lotnych związków organicznych (LZO) czy sadzy, na którą składają się między innymi wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne.

Emisji CO2 związanej ze spalaniem paliw kopalnych lub biomasy nie da się więc zmniejszać tak jak da się obniżać (w idealnym przypadku do zera) emisję pyłu, LZO, tlenków siarki czy azotu. To nie jest kwestia jakości paliwa, techniki spalania czy oczyszczania spalin, tylko praw przyrody. [3]

Działania antysmogowe są więc korzystne dla klimatu wtedy, kiedy w parze z ograniczeniem emisji pyłu, NO2, LZO i innych „składników smogu” idzie ograniczenie emisji CO2. [4]

Pozytywnym przykładem takiego działania jest zmniejszanie ilości samochodów osobowych jeżdżących po ulicach naszych miast. Co na przykład zapowiada w Warszawie jej prezydent, Rafał Trzaskowski:

Tak – im więcej osób będzie wybierać transport publiczny albo rower zamiast własnego auta, tym lepiej zarówno dla jakości powietrza, jak i dla klimatu. A z punktu widzenia walki ze smogiem faktycznie nie ma nic lepszego niż nie emitujący żadnych spalin pociąg, tramwaj lub autobus elektryczny.

Jednak z punktu widzenia ochrony klimatu zmiana autobusu ze spalinowego na taki „na prąd” nie daje wielkich korzyści dopóki energia elektryczna jest produkowana przede wszystkim z węgla – a tak przecież jest w Polsce. Emisja CO2 zostaje po prostu przeniesiona z rur wydechowych na kominy elektrowni.

Konieczna jest transformacja energetyczna

Aby to wszystko, o czym pisze w swoim tweecie Rafał Trzaskowski było też korzystne dla klimatu, potrzebna jest kompletna zmiana naszego miksu energetycznego, odejście od produkcji prądu z paliw kopalnych. Co jest niestety dużo trudniejsze niż choćby i pełna elektryfikacja transportu zbiorowego, nawet w największym polskim mieście. (Tak, wiem. Polityk samorządowy, w dodatku z partii opozycyjnej, ma bardzo ograniczony wpływ na politykę energetyczną państwa.)

Uniknięcie katastrofy klimatycznej jest naprawdę znacznie większym wyzwaniem technicznym, społecznym i politycznym niż skuteczna walka ze smogiem. Wymaga nie tylko transformacji energetycznej. Konieczna jest też gruntowna zmiana naszych nawyków, stylu życia.

Ochrona klimatu wymaga od klasy politycznej dużej odwagi, wiedzy, odpowiedzialności oraz odporności na naciski lobbystów. Wymaga również planowania w perspektywie znacznie dłuższej niż jedna lub dwie kadencje.

Nic więc dziwnego że wielu polityków unika rozmów na temat kryzysu klimatycznego. Albo też pytani o klimat zaczynają opowiadać jak to dzielnie walczą ze smogiem. A jeśli nawet deklarują troskę, zaangażowanie i poparcie dla postulatów aktywistów klimatycznych to i tak póki co nie podejmują żadnych działań adekwatnych do skali problemu.

Pytanie, jak długo jeszcze politycy – ci od których coś realnie zależy; w rządzie, w sejmie lub w samorządach – będą prowadzić taką strusią politykę? Albo raczej: jak długo jeszcze będziemy im na to pozwalać? Czasu mamy przecież coraz mniej.

Przypisy

[1] Problem nie dotyczy zresztą wyłącznie polskich polityków. Podczas szczytu G20 w Japonii Donald Trump bronił swojej decyzji o wycofaniu USA z Porozumienia Paryskiego twierdząc, że nie ignoruje zmiany klimatu, ale że nie podejmie działań mających na celu powstrzymanie globalnego ocieplenia bo takie działania negatywnie wpłyną na amerykańską gospodarkę. Dodał też:

Mamy czystszą wodę niż kiedykolwiek, mamy najczystsze powietrze

(‘We have the cleanest water we’ve ever had, we have the cleanest air’.) Oczywiście, przypadek Donalda Trumpa jest pod wieloma względami ekstremalny.

[2] Powietrze ze „składników smogu” oczyszcza się szybko. Co innego gleba, która może być (i często jest!) skażona substancjami takim jak wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA) czy dioksyny, zawarte w pyle opadającym z kominów lub w popiołach z palenisk. A przecież skażenie gleby oznacza też mniejsze lub większe skażenie żywności. Na przykład marchewki. Albo kurzych jaj.

[3] Pomijam tu możliwość zastosowania technologii takich jak sekwestracja dwutlenku węgla (ang. carbon capture and storage, CCS). Potencjalnie, w teorii pozwalają one na spalanie paliw kopalnych czy biomasy bez emisji CO2 do atmosfery. Powstały przy spalaniu paliw dwutlenek węgla jest magazynowany pod ziemią, więc nie przyczynia się do ocieplania klimatu. Jednak w praktyce tego typu rozwiązania nie są na razie stosowane na szeroką skalę i póki co nie powinniśmy na nie liczyć.

[4] W pierwszym przybliżeniu. Tak naprawdę problem jest nieco bardziej złożony, bo skuteczna walka ze smogiem zwykle oznacza też znaczne zmniejszeni emisji sadzy – frakcji pyłu która także ma wpływ na ogrzewania się naszej planety. Podobnie zmniejszenie emisji zanieczyszczeń z których powstaje ozon (tzw. prekursorów ozonu) prowadzi do zmniejszenia stężeń samego ozonu w troposferze, co również jest korzystne dla klimatu (ozon troposferyczny jest ważnym gazem cieplarnianym). Z kolei ograniczenie emisji dwutlenku siarki sprawia, że mniej jest aerozoli siarczanowych, które chłodzącą naszą planetę. W efekcie, spadek emisji SO2 sprawia że Ziemia ogrzewa się szybciej.

 

Podziel się: