Maseczki antysmogowe w rozpoczynającym się właśnie sezonie grzewczym będą musiały chronić nas podwójnie – przed smogiem, ale także przed wirusami. Wiele osób błędnie myśli, że noszenie jednorazowej maseczki chirurgicznej załatwia sprawę i powoduje, że jesteśmy bezpieczni. Niestety, o ile taka ochrona spełnia wymogi sanitarne związane z pandemią COVID-19, to nie będzie barierą przed pyłami PM 2,5 i PM10.
O tym, czy maski antysmogowe chronią nas przed wirusami, pisaliśmy już na początku pandemii COVID-19. Odpowiedź brzmi: nie wszystkie. Tak samo, jak nie wszystkie maski, które przez koronawirusa musimy nosić w miejscach publicznych, pomogą nam uchronić się przed szkodliwymi pyłami. Ani nawet przed samym zakażeniem COVID-19.
Wybierając maskę na sezon jesienno-zimowy, najlepiej zdecydować się na tą oznaczoną jako FFP3. Co to oznacza i czym się różni od innych maseczek?
Antysmogowa maska nie zawsze jest antysmogowa?
Zacznijmy od tego, jak czytać oznaczenia, które producent powinien umieścić na masce.
CE – spełnia wszystkie techniczne i prawne wymagania
FFP1, FFP2, FFP3 – klasa ochrony filtra. 1 – najniższa, 3 – najwyższa.
NR – jednokrotnego użytku, można mieć ją na sobie maksymalnie przez 8 godzin.
R– można używać jej wielokrotnie.
D– pozytywnie przeszła test na zatkanie pyłem dolomitowym. Polecana jest dla tych osób, które będą pracować w zapylonym pomieszczeniu, np. w trakcie remontu.
Czytaj także: Naukowcy z Harvardu: “Smog zwiększa śmiertelność na koronawirusa.” Analizujemy najnowsze badania
Warto zwracać na nie uwagę, bo czasami pomimo tego, że producent deklaruje „antysmogowość” maski, wcale nie spełnia podstawowych wymogów. Dowiodła tego zeszłoroczna kontrola Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – sprawdzono 21 modeli. Sześć z nich tylko pod kątem oznakowania, a pozostałe 15 trafiło do laboratorium Centralnego Instytutu Ochrony Pracy. CIOP sprawdził, czy maski antysmogowe spełniają trzy parametry: opór wdechu, przenikanie mgłą oleju parafinowego i przeciek wewnętrzny. Nie wypadły dobrze. Sześć z nich miało negatywne wyniki podczas testów w laboratorium. 11 było źle oznakowanych (więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ).
Która maska chroni przed smogiem i wirusami?
Półmaska filtrująca FFP1 zatrzymuje co najmniej 80 proc. cząsteczek znajdujących się w powietrzu do wielkości 0,6 μm i chroni nas przed nietoksycznymi pyłami. FFP2 ochrania przed stałymi i płynnymi pyłami, które są szkodliwe dla zdrowia, dymem i cząsteczkami aerozolu. Jej zdolność filtracyjna to 94 proc. FFP3 jest najbardziej skuteczna, bo filtruje 99 proc. cząsteczek – w tym cząsteczki substancji rakotwórczych i radioaktywnych oraz chorobotwórcze, takie jak wirusy, bakterie i zarodniki grzybów. Dzięki niej jesteśmy chronieni również przed pyłami, dymem i cząsteczkami aerozolu.
Czytaj także: W Europie przynajmniej 400 tys. przedwczesnych zgonów związanych ze smogiem. Również na COVID-19
Istnieją również amerykańskie oznaczenia: N95 (zatrzymuje 95 proc. lotnych cząstek), N99 (zatrzymuje 99 proc. cząsteczek) i N100 (97 proc. lotnych cząstek).
Badania wykazały, że maski z filtrem najwyższej klasy są w stanie zatrzymać nawet cząstki o wielkości 0,1 mikrometra – czyli właśnie tyle, ile ma wirus SARS-CoV-2. Dodatkowo chronią przed większymi cząstkami – kropelkami, które są uwalniane podczas kichania czy kaszlenia. Te mogą być większe – ponad 5 mikrometrów – i szybko spadać na ziemię, a więc działać tylko na krótkie odległości. Ale mogą być także mniejsze – poniżej 5 mikrometrów – i dłużej utrzymywać się w powietrzu.
Ceny maski z najwyższą klasą filtracji (FFP3) wahają się między 20 a 100 zł. Na początku pandemii sprzedawcy podbijali ceny. Niektóre osiągały nawet 400 zł – serwisy sprzedażowe i aukcyjne zareagowały szybko i usunęły nieuczciwe oferty.
A co z maseczkami chirurgicznymi albo materiałowymi, szytymi w domu?
Patrząc wyłącznie pod kątem koronawirusa, można zdecydować się na maseczkę trójwarstwową chirurgiczną. Do ochrony przed smogiem to jednak wciąż za mało – nawet trójwarstwowa maska nie ma możliwości zatrzymywania drobnych pyłów. Jej głównym działaniem jest przede wszystkim uchronienie innych i samego użytkownika maski przed większymi aerozolami, które są wydzielane podczas kaszlenia czy kichania.
Nie udowodniono żadnej skuteczności ochronnej maseczek bawełnianych, często szytych w domu. Dzięki nim zmniejszamy zagrożenie zarażenia kogoś koronawirusem (lub inną chorobą przenoszoną drogą kropelkową), ale sami siebie nie ochronimy. WHO zaznacza, że jeśli nosimy taką maskę, szczególnie ważne jest zachowanie dystansu społecznego – przynajmniej metra. Trudno jednak utrzymać dystans do smogu, a takie maseczki przed wdychaniem PM 2,5 i PM 10 nas nie ochronią.
Podobnie jak przyłbice, których skuteczność jest podważana także w kontekście ochrony przed COVID-19. W smogowe dni przyłbica nie pomoże w ogóle.
Specjaliści z amerykańskich Centrali Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) zaznaczają także, że maski z zaworem nie są odpowiednie w dobie pandemii – chronią nas samych, ale nie hamują aerozoli, które wydzielamy. Przez to możemy kogoś zarazić. Jeśli zaś chodzi o ochronę przed smogiem, maseczki z zaworem zdają egzamin, stwarzając skuteczną „barierę”, dzięki której nie wdychamy szkodliwych pyłów.
Jak nosić maseczkę?
Przede wszystkim – zakrywać nią zarówno usta, jak i nos. Zakładanie jej jedynie na usta nie chroni nas (ani innych) przed niczym – ani przed wirusami, ani przed smogiem.
Czytaj także: Prof. Kleczkowski: “Związek między COVID-19 a smogiem jest, ale na razie nie wiemy jak silny”
Bardzo ważne, żeby maska dobrze przylegała do twarzy. Dobrze jest sięgnąć po wielorazową maseczkę antysmogową, która powinna być idealnie przylegać do naszej twarzy. Maski występują w różnych rozmiarach – tak, żeby były wygodne i bezpieczne niezależnie od kształtu naszej głowy czy np. zarostu.
Nie powinniśmy nosić maski na ramieniu czy ściągać ją na brodę czy szyję – w tej sposób tylko pomagamy wirusowi w rozprzestrzenianiu się. W przypadku masek z wyjmowanym filtrem, trzeba pamiętać o jego regularnym wymienianiu. Oddychanie przez stary filtr może przynieść więcej problemów niż korzyści.
W dobie koronawirusa trzeba również pamiętać o tym, żeby nie dotykać maski, kiedy mamy ją na sobie i zdejmować ją, trzymając za zauszniki czy pasek. Po zdjęciu należy zdezynfekować ręce lub umyć je wodą i mydłem. Maskę najlepiej jest trzymać w zamykanym woreczku – a nie wrzucać luzem do torby czy plecaka.
Czy maski działają?
Odpowiedź jest prosta: tak. O tym, czy naprawdę chronią nas przed smogiem, pisał na SmogLabie Przemysław Ćwik. Dowiodły tego m.in. badania z Pekinu, gdzie 15 osób przez dwie godziny spacerowało po centrum miasta w maseczce, a po tygodniu – bez niej. „Pomiary wykazały niższe ciśnienie krwi u badanych w przypadku noszenia maski antysmogowej i zwiększoną zmienność rytmu zatokowego – parametry obniżające ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych (np. zawału serca czy udaru mózgu). Mówiąc prościej: noszenie maski ograniczało niekorzystny wpływ smogu na układ krążenia” – czytamy w tekście, którego całość można znaleźć TUTAJ.
A co z ochroną przed koronawirusem?
Tutaj też badania potwierdzają, że noszenie maseczek ma sens. Artykuł na ten temat znalazł się w czerwcu w prestiżowym naukowym magazynie „The Lancet”. „Stosowanie maski może skutkować dużym zmniejszeniem ryzyka zakażenia” – czytamy w nim. Autorzy zaznaczają, że większą skuteczność od „jednorazówek” mają maski o oznaczeniu przynajmniej N95 (FFP2).
Dowody na skuteczność masek przytacza również magazyn „Nature”. Jednym z nich jest badanie mikrobiologa Kwok-Young-Yuena z Uniwersytetu w Hing Kongu. Naukowiec trzymał w sąsiadujących klatkach chomiki zakażone SARS-CoV-2 i te zdrowe. Niektóre zwierzęta były od siebie oddzielone „barierami” z chirurgicznych masek. Bez ochrony, 2/3 zdrowych chomików zaraziło się koronawirusem. Wśród tych zwierząt, które były za maseczkową barierą, zachorowało jedynie 25 proc. Co więcej, chomiki chronione maseczką lżej przeszły zakażenie COVID-19.
Innym przykładem jest historia z Missouri w USA. Dwie fryzjerki, u których testy wykazały obecność wirusa, nie zaraziły ani jednego ze swoich 140 klientów. Zarówno one, jak i klienci, mieli zasłonięte nosy i usta.
„Nature” powołuje się także na wyliczenia, wskazujące, że po wprowadzeniu nakazu noszenia masek w kwietniu i maju przyrost liczby zarażonych SARS-CoV-2 zmniejszył się o 2 punkty procentowe. Naukowcy cytowani w artykule szacują, że bez tego zakazu w USA byłoby o ok. 450 tys. więcej przypadków koronawirusa. Oczywiście, maseczki to za mało – do zmniejszenia liczby zakażeń niezbędny jest też dystans społeczny i odkażanie rąk.
Warto nosić maskę?
Warto, a nawet trzeba. Maseczki – jeśli wybierzemy te z odpowiednim filtrem, dobrze je dopasujemy i będziemy o nie dbać – pomogą nas ochronić podwójnie. Zarówno przed smogiem, jak i koronawirusem.
Zdjęcie: Mike Dotta/Shutterstock