Czy warto zakładać spółdzielnie energetyczne? Dlaczego fotowoltaika na dachu to symbol buntu? Czy prosumenci będą w przyszłości oddawać energię za darmo? O nadchodzącej rewolucji energetyki rozproszonej, rozmawiamy z Łukaszem Pałuckim – wiceprezesem Hrubieszowskich spółdzielni energetycznych.
Martyna Jabłońska, SmogLab: Jakie mamy obecnie w Polsce rodzaje społeczności energetycznych i jak sobie one radzą w naszej rzeczywistości?
Łukasz Pałucki: Mamy klastry, których większość jest martwa, ponieważ źle jest napisana ustawa. Mamy spółdzielnie, które działają, aczkolwiek też z przygodami. No i mamy OSE (Obywatelskie Społeczności Energetyczne), które nie działają i raczej nie będą działały. Mamy tylko jedną społeczność energetyczną, która ma sens i to jest spółdzielnia energetyczna.
Co konkretnie jest nie tak z Klastrami i Obywatelskimi Społecznościami Energetycznymi?
Samo wprowadzenie OSE nic nie wnosi. To czy masz OSE czy nie masz, nie daje ci żadnych specjalnych zasad rozliczania energii. Cokolwiek chcesz zrobić, musisz spełnić te same warunki, co człowiek, który nie posiada OSE. Jest to zmarnowany papier. To jest bardzo niepokojące, ponieważ jest to pierwsza inicjatywa dla społeczności energetycznych, która jest wydmuszką.
Z klastrami są dwie rzeczy nie tak. Żeby założyć klaster, musisz mieć samorząd, który go założy. A to oznacza, że nie możesz robić żadnych rzeczy bez zgody samorządu. A tak naprawdę największym konsumentami na energię jest biznes. Więc jak masz samorząd przychylny, to coś możesz zrobić, jak masz nieprzychylny, to nic nie możesz zrobić.
Albo jeszcze gorzej, jak masz samorząd, który wymyślił sobie klaster, ma ten klaster, bo go założył, klaster jest martwy, drugiego założyć nie wolno. Druga rzecz, polega na tym, że nadal potrzebujesz spółki obrotu, żeby sprzedać lub kupić energię w klastrze. Nie możesz tego zrobić bez koncesji. Jedyny plus, który ci daje klaster, to to, że na dystrybucję energii dostajesz, jeśli spełnisz warunki, 20 proc. zniżki. To jest mało.
Tak naprawdę klaster jest formą grupy zakupowej. I ona ma mnóstwo celów społecznych, edukacyjnych itd., ale musimy się zdecydować – albo robimy edukacyjną robotę, albo robimy biznes. A tam jest to wszystko wymieszane.
„Kontrola i poczucie bezpieczeństwa”. Tak działają spółdzielnie energetyczne
Jakie są rodzaje spółdzielni?
Najprostszą jest spółdzielnia z firm. Masz trzy firmy z udziałami tak jak w spółce Z O.O., tylko są to udziały w spółdzielni. Bardziej skomplikowana w obsłudze jest spółdzielnia samorządowa należąca do gminy, bo tu obowiązują dodatkowe przepisy.
Jest jeszcze trzecia forma spółdzielni energetycznej, która jest najtrudniejsza – to jest spółdzielnia, powiedzmy, “detaliczna” odbiorców indywidualnych. To taka spółdzielnia, która ma co najmniej kilkaset członków. Ona jest najtrudniejsza w obsłudze. Tak naprawdę takiej spółdzielni jeszcze nie ma w Polsce.
Na jakich zasadach działają spółdzielnie?
Mamy różne modele działania, sami testujemy trzy:
- Transakcyjny – czyli model, w którym spółdzielnia kupuje od swojego członka prąd i sprzedaje go komuś innemu. Kupuje taniej a sprzedaje drożej.
- Partycypacyjny – działa podobnie, ale nie ma rozliczeń finansowych za każdą kilowatogodzinę. Koszty i przychody są rozliczane zbiorczo i dzielone na spółdzielców.
- Kapitałowy – w którym spółdzielczy dają kapitał spółdzielni. Spółdzielnia buduje moce wytwórcze i sprzedaje prąd wszystkim w tej samej cenie. Zyski dzieli się w zależności od wkładu kapitałowego – jeśli ktoś zainwestował więcej, to większy ma procent z zysku. Istniejące moce przyłączeniowe są przekazane spółdzielni. Nawet jeśli ktoś wchodzi do spółdzielni z własnymi panelami to je dzierżawi albo sprzedaje.
Jakie są zalety tych modeli?
Zalety modelu transakcyjnego są takie, że ludzie mają poczucie, że cały czas te moce wytwórcze są ich własnością – to są ich panele na dachach. Więc mają kontrolę i poczucie bezpieczeństwa. Mogą też reagować na to, co się dzieje na rynku z energią – mogą sprzedać, ale muszą mieć też spółkę obrotu i inne rzeczy.
Zaletą modelu partycypacyjnego jest to, że nie prowadzimy rozliczeń z każdego miesiąca. Raz na pół roku, albo raz do roku sprawdzamy ile zostało wyprodukowane, ile zostało zużyte i jeśli nie musieliśmy dopłacać to dzielimy te pieniądze. Ten model jest trochę bardziej uczciwy, bo tam są pewne niuanse związane z produkcją.
Zaletą modelu kapitałowego jest to, że paradoksalnie jest to dosyć proste. Wszyscy kupują tani prąd a spółdzielnia tym zarządza, konserwuje, ma standard techniczny.
Jak założyć spółdzielnię energetyczną w Polsce?
Jeśli ktoś chce założyć taką spółdzielnię, od czego musi zacząć? Gdzie szukać informacji
Zależy jaką spółdzielnię chce, czy indywidualną, czy nieindywidualną. Łatwiej jest założyć z trzema firmami lub z trzema rolnikami, bo rolnik, który ma gospodarstwo, jest traktowany jak firma. Więc najprościej jest z takimi trzema podmiotami. A potem sobie będzie dokładał tam dodatkowo osoby. To jest szybciej po prostu. Jeśli są to osoby indywidualne, to musi ich być min. 10 osób. 10 osób indywidualnych lub 3 podmioty prawne.
Jest poradnik w ramach projektu Renaldo na stronie Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie pod Bydgoszczą. Można sobie ściągnąć i spróbować założyć samemu. Można też wynająć nas. Mamy kompetencje techniczne, oprogramowanie, nad którym pracujemy, mamy materiały, też szkolimy. Jest już kilka firm, które to robią.
- Czytaj także: Panele fotowoltaiczne na każdym bloku uratują nas przed wysokimi rachunkami? Sprawdzamy
Jesteś dużym orędownikiem spółdzielczości. Dlaczego?
Spółdzielczość to jest pewna idea, że ludzie razem dzielą się kosztami, razem dzielą się ryzykiem i zyskami. Sama idea spółdzielczości, o której ludzie różnie myślą, bo mają przed oczami komunizm albo jakieś inne tego typu rzeczy, powstała w Polsce w XIX wieku. To jest taka utopia, która mówi, że prawo spółdzielcze w Polsce jest bardzo pojemne. Teoretycznie mogę założyć spółdzielnię energetyczną, gdzie wymienię kilowatogodziny za kilogramy ziemniaków. Będzie to zgodne z prawem spółdzielczym. Ja nie muszę tego rozliczać za pieniądze.
Spółdzielczość w Polsce ma na koncie bardzo wiele sukcesów. Prężnie działają banki spółdzielcze i spółdzielnie mieszkaniowe które zapewniają dach nad głową milionom Polek i Polaków. Więc o tym warto pamiętać.
Spółdzielnia energetyczna jest przeciwieństwem wszystkiego, co się dzieje w polskiej energetyce, funkcjonującej w oparciu o monopole, które rządzą od 30 lat i które doprowadziły nasze sieci energetyczne do takiego stanu, w jakim one są – nie prowadząc modernizacji, nie prowadząc inwestycji. Natomiast spółdzielczość to jest pewna idea, że ludzie razem dzielą się kosztami, ryzykiem i zyskami.
Ten rysunek wyjaśnia jak wszystko funkcjonuje. Możesz kupić prąd od zakładu, który jest mieszaniną brudnego prądu z czystym, i możesz go kupić dwa, trzy razy drożej. A możesz ten sam prąd z tego samego źródła OZE, który najczęściej jest blisko ciebie, do ok 15 kilometrów, kupić przez spółdzielnię. Znacznie taniej. Tam masz zakład energetyczny, a tu masz spółdzielnię, która nie emituje dwutlenku węgla.
Decydujemy sami, co się dzieje w środku. Czy robimy minimalne koszty, prezesi i zarząd są społeczni, byleby było jak najtaniej, czy zostawiamy większą ilość pieniędzy w spółdzielni, żeby mogła ona się gdzieś budować. To wszystko zależy od spółdzielców. Model pośredni jest najlepszy – żeby były korzyści od razu, ale żeby był też jakiś rozwój. Fajne jest to, że w spółdzielni nie płacimy za dystrybucję a więc na dzień dobry znika spora część pozycji z rachunku. Kiedy już spłacimy zobowiązania związane z inwestycją w moce wytwórcze to nasze rachunki wyniosą mniej niż 50 % poprzednich wydatków.
„Polską energetyką zajmuje się dzisiaj sześć ministerstw”. To generuje chaos
Jakie są obecnie problemy spółdzielczości?
Spółdzielnie składają się z firm i dla przedsiębiorcy takie narzędzie, z którym możesz zrobić bardzo dużo, to jest super rzecz, bo możesz pokazać swoją kreatywność. Ale dla gminy to jest problem. Dlatego, że urzędnik w gminie, przede wszystkim nie chce złamać prawa. No i na przykład wysyła zapytania na temat spółdzielni energetycznych do różnych ministerstw, z czego przypominam, aktualnie polską energetyką zajmuje się sześć ministerstw. Więc jest chaos. Jak to powiedział ktoś złośliwie, energia rozproszona jest po ministerstwach.
Ponadto, gdy gmina zaprasza wszystkich mieszkańców, którzy chcą wstąpić do spółdzielni, zaczyna się walka o władzę. Powstaje pytanie, kto ma zarządzać majątkiem. Taka spółdzielnia powinna się składać z jakiegoś podmiotu nadrzędnego (firma, lokalny operator), który jest w stanie to ogarnąć od strony logistycznej i organizacyjnej, a mieszkańcy dostają po prostu usługę rozliczenia swojej energii
Kolejna rzecz – obsługa takiej spółdzielni będzie droga.
Sprzedawałem internet na terenach wiejskich i wiem, jak to wygląda. Do biura naszej firmy przychodziło co miesiąc 1500 osób, żeby wpłacić abonament z gotówką. Co oznacza, że mieliśmy centrum handlowe. 1 albo 2 etaty, które utrzymujesz tylko po to, żeby ludzie wpłacili pieniądze. Oczywiście są na to sposoby. My dogadaliśmy się z lokalnym bankiem, aby tam można było wpłacać pieniądze. W Polsce jest też dużo operatorów telekomunikacyjnych i działają na terenach wiejskich. Mają handlowców w terenie, mają biuro obsługi klienta, mają kompetencje informatyczne. Sojusz branży telekomunikacyjnej i energetycznej to dobry pomysł.
Czy jest zapotrzebowanie na spółdzielnie?
My jesteśmy gotowi bić się o nie! My i nasi koledzy, operatorzy, a w każdej gminie wiejskiej jest co najmniej dwóch operatorów niezależnych. Branża płaci ogromne kwoty za energię elektryczną i traci z powodu tego, że mamy najdroższy prąd w Europie. Cała nasza gospodarka z tego powodu cierpi. Czyli branża Big Tech-ów i tych wszystkich instalacji związanych ze sztuczną inteligencją, czy z oprogramowaniem, które jest ciągle kupowane przez samorząd. To wszystko gdzieś musi się fizycznie znajdować.
Zbudowaliśmy kontener telekomunikacyjny, który wyprowadziliśmy z Hrubieszowa pod Hrubieszów, do gminy wiejskiej. Jest on zasilany teraz w naszej spółdzielni, czyli ma prąd za pół ceny. W tej chwili robimy ofertę. Każdy będzie mógł swój serwer przywieźć tam do nas, po prostu mieć to tanio. Już pomijam fakt, że jest 100 proc. OZE.
1,5 miliona rodzin wybrało panele fotowoltaiczne. „To dowód buntu polskich rodzin”
Porównujesz posiadanie paneli fotowoltaicznych do symbolu buntu…
Jeśli 1,5 miliona rodzin wydało ileś pieniędzy na panele, to jest to dowód na bunt. To jest symbol braku zgody. Masz panel na dachu i pokazujesz wszystkim “ja się nie godzę na to żeby na mnie zarabiali”. I zrobiło to milion pięćset tysięcy – głównie gospodarstw domowych.
O czym się nie mówi głośno, jest to, że system wsparcia do prosumentów jest obliczony na 15 lat. On się potem skończy. Więc jak ja mam teraz 50 kW na dachu, to w pewnym momencie będę musiał coś z tym dalej zrobić. Czy mam za darmo dawać zakładowi energetycznemu mój prąd? Będę potrzebował jakiejś formy zrzeszania się, żeby zarządzać w sposób sensowny.
Biogazownie też. Teraz się cieszą, bo mają 87 groszy z kWh, ale za kilka lat się kończy system wsparcia dla biogazowni. I co wtedy się stanie? Będą sprzedawali monopolistom po 33 grosze, jak sprzedają farmy fotowoltaiczne? Najlepszym rozwiązaniem jest spółdzielnia. Bo to się po prostu będzie opłacało.
Co blokuje tworzenie się spółdzielni?
Rozporządzenie o zamrożeniu cen dla gmin i gospodarstw domowych. Efekt jest tego taki, że od razu do góry idą ceny prądu dla firm. Bo jakoś ceny dla firm nigdy nie są mrożone.
Idę do gminy i tłumaczę im, że słuchajcie, wydaliście milion złotych na panele, które wpadły w net billing, nie macie magazynu energii. Tak naprawdę dajecie za darmo zakładowi energetycznemu prąd i nie będziecie mieli z tego korzyści. To oni mi mówią, no dobra, ale wie pan, rząd zamrozi ceny dla gmin, to nie umrzemy z głodu. Nie trzeba nic robić. Więc mrożenie cen dla gmin jest, jest sabotowaniem transformacji.
Rynek by sobie poradził. W tych gminach naprawdę są często wójtowie ogarnięci. Tylko po co mają się starać, jak cena będzie niska?
Niektóre gminy oddają prąd za darmo. „Zakład energetyczny powinien wysłać laurkę z życzeniami”
Czy przytoczysz jakieś przykłady chybionych inwestycji?
Sprowadziłem 230 gmin mazowieckich [raport dostępny na portalu samorządowym – przyp. redakcji] i odpytałem każdą osobno, ile ma paneli, kiedy były zainstalowane, jaka moc i ile na to wydali. Większość ma panele po marcu 2022, czyli one wpadły na net biling.
W gminach wiejskich 75 milionów złotych zostało w ten sposób wydane. I to wszystko się nie zwróci, jeśli nie założą spółdzielni.
Jest też bezmyślność montowania tych paneli. Jest gmina Nur na Mazowszu, która instalowała panele fotowoltaiczne o mocy 195 KW i do tego mają magazyn energii na 15 kWh. To jest absurdem, bo tylko jedna połać południowa, która jest akurat na stacji uzdatniania wody, wyprodukuje tam w sezonie 100 kWh dziennie. No to 15 kWh magazyn energii, to jest śmiech na sali. I oni wpadli w net billing, bo to wszystko zainstalowali po marcu 2022. Więc zakład energetyczny powinien im laurkę wysyłać i życzenia świąteczne, bo w praktyce produkują im za darmo energię. Wydali na to pieniądze samorządowe.
Pierwsza spółdzielnia powstała w Polsce. Założył ją w 1816 roku, pod Hrubieszowem we wsi Jarosławiec Stanisław Staszic, przeznaczając na ten cel sporą część swojego majątku. To było Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie – przetrwało do 1945 roku.
Rozmawiała Martyna Jabłońska.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/reisezielinfo