Setki miejscowości i miliard mieszkańców jest zagrożonych. Powód? Zmiana klimatu, która powoduje wzrost poziomu mórz i oceanów. Naukowcy przewidują, że jeśli emisje gazów cieplarnianych nie wyhamują, do końca wieku pod wodą znajdzie się m.in. Gdańsk.
Zespół naukowców z uniwersytetów w USA i Niemczech opracował modele, dzięki którym możemy dowiedzieć się, co grozi nadbrzeżnym miastom i lokalizacjom w związku z ocieplaniem się klimatu. Wyniki swojej analizy opublikowali w in Environmental Research Letters na kilkanaście dni przed startem szczytu COP26 w Glasgow. Wyliczyli, że w niebezpieczeństwie znajduje się około miliarda osób.
Ich model, nałożony na mapę Google Earth, pozwala precyzyjnie przewidzieć, co będzie działo się w 200 przybrzeżnych lokalizacjach w miarę ocieplania się klimatu. W narzędziu, które stworzyli, można wybrać przewidywany wzrost temperatur do 2100 roku. Im jest wyższy, tym bardziej rośnie poziom mórz i oceanów, zajmując coraz większe fragmenty lądu.
Wizualizacja poziomu zalania gdańskiej starówki. Po lewej stronie w wypadku szybkiego ograniczenia emisji i podniesienia średniej temperatury o 1,5 stopnia Celsjusza. Po prawej stronie w wypadku braku ograniczenia emisji i podniesienia średniej temperatury o 3 stopnie Celsjusza.
Jak zmiana klimatu wpływa na poziom mórz?
Mówiąc najprościej: im bardziej rosną globalne temperatury, tym szybciej topnieją lodowce. Woda z tego topnienia wpływa, oczywiście do mórz i oceanów, powodując podnoszenie się poziomu.
„Globalny poziom morza podniósł się od XIX wieku o ponad 20 cm. Specjalny Raport IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu – PAP) z 2019 r. na temat oceanu i kriosfery stwierdza, że tempo wzrostu średniego poziomu morza w latach 2006-2015 wyniosło 3,6 mm na rok, jest bezprecedensowe w ostatnich 100 latach i około 2,5 razy większe niż w latach 1901-1990” – pisali na początku 2021 roku naukowcy z Zespołu doradczego ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN.
Według danych NASA pokrywy lodowe na Antarktydzie i na Grenlandii tracą masę od prawie 20 lat. Pisaliśmy o tym na SmogLabie wielokrotnie. Informowaliśmy, że lodowiec Brewster w Nowej Zelandii między 2016 a 2019 rokiem stracił 13 metrów sześciennych objętości. W 2018 roku było to aż 8 m3. Opisywaliśmy wnioski z badań NASA. Naukowcy w 2019 roku odkryli, że pod pokrywą lodowca Thwaites powstała jama, która może pomieścić nawet 14 miliardów ton lodu.
Kilimandżaro się topi
Przykładów jest więcej: raport dotyczący wpływu zmian klimatu na życie w Kanadzie (zlecony przez rząd) wykazał, że do końca XXI w. lodowce w zachodniej części kraju zmniejszą się o 74 – 96 proc.
Lodowiec Muir w Parku Narodowym Glacier Bay na Alasce od 1941 r. do 2004 cofnął się o ponad 12 kilometrów i zmniejszył grubość o ponad 800 metrów. Na Kilimandżaro, najwyższej górze Afryki, lodowiec stracił 80 proc. swojej masy.
Co to oznacza dla Polski? W rozmowie ze SmogLabem wyjaśniał to klimatolog, prof. Zbigniew Kundzewicz. „Hel najpierw stanie się wyspą, a później zatonie, jeśli poziom morza podniesie się o cztery metry. Gorzej, jeśli ruszy Antarktyda, bo pełne stopienie jej lodów spowodowałoby podniesienie się poziomu morza o 60-70 metrów. Lodów Grenlandii – o 6-7 metrów. Gdyby tak się stało, ogromna część Polski zniknie pod wodą” – mówił.
Wzrost poziomu mórz najbardziej zagrozi Azji
Naukowcy w swojej publikacji wyjaśniają, że ich model jest dokładniejszy niż poprzednie, bazujące na zdjęciach z satelity NASA. Jak piszą, już dziś 360 milionów ludzi żyjących na terenach przybrzeżnych jest narażonych na powodzie. Gdyby udało się zatrzymać globalne ocieplenie na ustalonym w Porozumieniu Paryskim poziomie 2 stopni w porównaniu do ery przedprzemysłowej, poziom mórz wzrósłby o 4,7 metrów. To zagroziłoby dwukrotnie większej liczbie osób niż dziś. W mniej optymistycznym scenariuszu, kiedy temperatura wzrośnie o 4 stopnie Celsjusza, ucierpi nawet miliard osób. To 15 proc. obecnej globalnej populacji.
Jak tłumaczą, nie wzięli pod uwagę prognoz dotyczących populacji do końca wieku ze względu na ich „niepewność”.
Które kraje najdotkliwiej odczują skutki wzrostu poziomu mórz? 9 z 10 najbardziej zagrożonych dużych narodów (co najmniej 25 mln mieszkańców) to kraje azjatyckie, w tym Bangladesz, Chiny i Wietnam. W pierwszej dwudziestce znalazły się m.in. Australia, Egipt, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Argentyna.
Gdańsk pod wodą
Wyniki pracy grupy naukowców można sprawdzić na interaktywnej mapie (TUTAJ). Kiedy wyszukamy Polskę, zobaczymy, że na czerwono zaznaczono Gdańsk, Stegnę, Nowy Dwór Gdański i Elbląg, a także Braniewo zaraz przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim. To oznacza, że przy wzroście temperatury do 2 stopni w 2100 roku stracimy kawałek wybrzeża.
W najczarniejszym scenariuszu – czyli wzroście o 5 stopnie – tracimy również okolice Rumii, miejscowości wzdłuż Zalewu Wiślanego, cały port w Gdyni i Jastarnię.
„O ile wzrost poziomu morza o 2m byłby niebezpieczny, to 8-9 m byłby już katastrofalny. Np. w Gdyni oznaczałby utratę wszystkich terenów portowych i stoczniowych oraz północnej części Śródmieścia wraz z Skwerem Kościuszki. W Gdańsku oznaczałby utratę znacznej części miasta” – komentuje prof. Jacek Piskozub, oceanolog, profesor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Gdańsk, jak wyjaśnia naukowiec, straciłby tereny na wschód i północ od Wisły (łącznie z całymi Żuławami). Zagrożony byłby także dolny taras z częścią Przymorza i Zaspy, Nowego Portu, Brzeźna Letnicy. W centrum zatonęłaby większość Starego Miasta i fragmenty jego najstarszej części, z Kościołem Mariackim pozostającym na niewielkim suchym półwyspie. Byłaby to ostatnia pamiątka po historycznym Gdańsku.
Naukowiec dodaje: „To emisje gazów cieplarnianych powodują globalne ocieplenie, a co za tym idzie wzrost poziomu morza. Już teraz zwiększyliśmy średnią globalną temperaturę o 1 stopień Celsjusza. To doprowadzi do docelowego zwiększenia poziomu morza o 2.3 m, nawet jeśli wstrzymamy emisje tu i teraz”.
Wizualizacja poziomu zalania centrum Gdyni. Po lewej stronie w wypadku szybkiego ograniczenia emisji i podniesienia średniej temperatury o 1,5 stopnia Celsjusza. Po prawej stronie w wypadku braku ograniczenia emisji i podniesienia średniej temperatury o 3 stopnie Celsjusza.
Zdjęcie: Graduated Grey/Shutterstock