Pożar składowiska niebezpiecznych odpadów w Przylepie w Zielonej Górze jest od soboty jedną z najważniejszych wiadomości. Sądy wydały nakazy utylizacji odpadów już wiele lat temu, mimo to sprawa nie została rozwiązana. Tymczasem takich miejsc na terenie całego kraju jest więcej. – Musimy skończyć z tym bandytyzmem ekologicznym w naszym województwie. Mamy dużo zgłoszonych składowisk. Wiedzą o nich samorządowcy, wie też WIOŚ, wie wojewoda lubuski i marszałek województwa. Jednak wszyscy zakrywają się brakiem środków – mówi nasz rozmówca.
– Smród jest niesamowity. Czuć palony plastik, styren, metale ciężkie. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska mówi, że nie ma zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców. Trudno to skomentować. Stoję tu chwilę bez maski i muszę stąd uciekać. Jest naprawdę masakra – relacjonuje nam w poniedziałek 24 lipca wczesnym popołudniem z miejsca zdarzenia Remigiusz Krajniak z Lubuskiego Alarmu Smogowego.
Pożar wybuchł w sobotę 22 lipca. Ogień zajął hale ze składowiskiem chemicznych odpadów. Te zostały wcześniej porzucone przez byłego najemcę terenu. O sprawie było głośno od kilku lat, ponieważ nie było wiadomo, kto powinien zapłacić za zalegające substancje. Zgodnie z przepisami utylizacją powinny zająć się w takiej sytuacji organy administracji publicznej. Nie było jednak wiadomo które – czy te samorządowe, czy organy państwowe. Ostatecznie w 2019 r. sąd orzekł, że odpowiedzialność spada na lokalny samorząd. Ten jednak odpadów nie uprzątnął.
Przeciąganie liny między prezydentem Zielonej Góry a administracją centralną trwało aż do ostatniego weekendu. Płonące składowisko próbowało ugasić ponad 60 zastępów straży pożarnej. Na miejsce przyjechała sama minister klimatu – Anna Moskwa. Po początkowej decyzji o ewakuacji mieszkańców pobliskich osiedli, prezydent Zielonej Góry wycofał się z tej decyzji. Według badań jakości powietrza, na które powołują się oficjele, a które przeprowadzały zespoły strażackie i wojskowe – nie występuje zagrożenie dla ludności.
Co z wynikami badań jakości powietrza? „To nie czas na takie pytania”
Problem polega na tym, że wyniki tych badań nie trafiły do publicznego wglądu, co budzi szereg wątpliwości i wzbudza społeczny niepokój.
– Służby przez cały czas monitorowały parametry powietrza i wody, w tym ujęcia wody w okolicznych zbiornikach. W żadnym momencie nie było przekroczenia parametrów powietrza. Mieszkańcy mogli w aplikacji na bieżąco obserwować te pomiary – uspokajała w poniedziałek minister Anna Moskwa.
– O wyniki próbek powietrza dopytywała lubuska marszałek i dziennikarze. Wszyscy usłyszeliśmy, że to nie czas na zadawanie takich pytań. Podobnie nie można pytać, jak miasto poradzi sobie teraz z toksyczną hałdą po ugaszeniu pożaru i dlaczego bagatelizowano wyniki ekspertyzy zleconej przez prokuratorów. Minister Moskwa trzasnęła mi drzwiami przed nosem – pisze w poniedziałek 24 lipca Maja Sawłacka z zielonogórskiego oddziału Gazety Wyborczej.
W sprawę zaangażowała się także organizacja Watchdog Polska, która zajmuje się przejrzystością i transparentnością władz. – Pytamy o wszystkie wyniki badań powietrza w Zielonej Górze i okolicznych gminach od 00:00 22 lipca 2023 r. do 24 lipca 2023 r. do godziny 9:00 – przekonują przedstawiciele organizacji.
Prawie 10 lat walki w sprawie zakończone pożarem
Jak udało nam się ustalić, radni miasta pisali w tej sprawie interpelacje już od 2014 r. – Proszę sobie wyobrazić, że prezydent Zielonej Góry z panią marszałek województwa lubuskiego przekomarzali się przez ten czas, kto ma te odpady utylizować – mówi nam Remigiusz Krajniak z Lubuskiego Alarmu Smogowego. – W 2020 r. zapadł wyrok, że to jednak zadanie dla prezydenta. Mamy rok 2023, minęły 3 lata i co? Składowisko znalazło się w przysłowiowej chmurce – ironizuje Krajniak.
Prezydent Zielonej Góry – Janusz Kubicki podkreśla, że miasto nie miało pieniędzy na tak duży wydatek. Utylizację składowiska wyceniono bowiem na 20 milionów złotych. Dla porównania budżet uchwalony na 2023 r. to 1,3 mld złotych.
Lokalni dziennikarze zwracają jednak uwagę, że na dużo większe wydatki pieniądze dało się znaleźć, a problem odpadów zamiatano pod dywan. – Miasto przez trzy lata markowało w ogóle, że to składowisko będzie sprzątać, ogłaszając przetargi, potem ich nie rozstrzygając. Tłumacząc, że nie ma zarezerwowanych w budżecie tak dużych pieniędzy – mówiła na antenie radia TOK FM wspomniana wcześniej red. Sawłacka z lokalnego oddziału „Wyborczej”. – W tym czasie podjęto decyzję o budowie wielkiego kompleksu basenów wartego 100 mln złotych – wyliczała dziennikarka.
„Skończyć z bandytyzmem ekologicznym”
Również zdaniem przedstawiciela lokalnego alarmu smogowego, trzy lata od wyroku sądu zostały zmarnowane. – Przez ten czas można było te odpady systematycznie wywozić. Nawet jeśli nie było środków na utylizację całości. Na pewno dzisiaj by jeszcze coś zostało, ale nie byłoby tak, że płonie olbrzymie składowisko na 5 tys. m2, jak to miało miejsce w sobotę. Ten pożar byłby znacznie mniej szkodliwy w skutkach dla społeczności – dodaje Remigiusz Krajniak.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że na szczęście wiatr nie kierował chmury z pożaru na pobliskie osiedle, ani nad samą Zieloną Górę. Jednocześnie przypomina podobny pożar z 2017 r. w Brożku, przy granicy polsko-niemieckiej. – Do dzisiaj nikt nie wyciągnął wniosków. Obawiam się, że w tym przypadku będzie dokładnie tak samo. Dlatego musimy skończyć z tym bandytyzmem ekologicznym w województwie lubuskim. Mamy dużo zgłoszonych składowisk. Wiedzą o nich samorządowcy, wie też WIOŚ, wie wojewoda lubuski i marszałek województwa. Wszyscy zakrywają się brakiem środków. To kiedy będą mieli te środki? Czy może ktoś czeka na kolejny pożar? – pyta retorycznie działacz Lubuskiego Alarmu Smogowego.
Inspekcja Ochrony Środowiska po polsku
O tym, że sprawa systemowej ochrony środowiska jest w Polsce konsekwentnie ignorowana pisaliśmy na łamach SmogLabu wielokrotnie.
O „ekologicznej tragifarsie” pisał w obszernym podsumowaniu redaktor Jakub Jędrak po katastrofie na Odrze. Przypominał przy tej okazji reakcję WIOŚ na pożar składowiska odpadów w Skawinie, który wybuchł 14 czerwca 2018 r. przed północą. „Pracownicy WIOŚ rozpoczęli pomiary w godzinach porannych”, czyli o parę godzin za późno. W dodatku użyto urządzenia, które nie jest przeznaczone do wykrywania zanieczyszczeń typowych dla płonącego składowiska plastikowych śmieci, ale raczej… gazów bojowych. WIOŚ stwierdził, że tego typu związków tam nie znaleziono („spektrometr nie wykazał obecności substancji niebezpiecznych na poziomie skanowania”). Możemy więc spać spokojnie – wyliczał Jędrak.
Niecały miesiąc temu przypomnieliśmy, jak duża jest skala problemu z opadami w Polsce. – W 2022 r. i na początku 2023 r. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska odnotował ponad 1502 miejsca, gdzie niezgodnie z prawem porzucono odpady o różnej skali zagrożenia. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska natomiast w swoich rejestrach miała prawie 1680 lokalizacji, czyli skażonych i zanieczyszczonych terenów. Pełnych list miejsc, gdzie mogą znajdować się bomby ekologiczne, resort środowiska nadal nie chce udostępnić – przypominał redaktor Przemysław Błaszczyk w tekście o tykających bombach ekologicznych.
Wciąż nie są znane przyczyny pożaru. W tej sprawie wysłaliśmy pytania prasowe do organów odpowiedzialnych za ustalenie źródła ognia. Do sprawy będziemy wracać.
–
Zdjęcie tytułowe: Alicja Karapka