Na opakowaniu białego sera, który często kupuję w moim osiedlowym sklepie, znajduje się dobrze widoczny napis:
Bez GMO. Z mleka od krów karmionych paszami bez GMO*
Mamy też wyjaśnienie skrótu: „(*) bez genetycznie modyfikowanych organizmów” [1].
Dlaczego wśród innych informacji na opakowaniu podaje się i tą? Pewnie dlatego, że większości z nas nie jest obojętna jakość naszego jedzenia. I nic dziwnego. W końcu, jak mówi angielskie przysłowie „jesteśmy tym, co jemy”.
Ale jakoś tak się składa, że wiele osób szczególnie przejmuje się tym, czy to co jedzą nie pochodzi przypadkiem od zwierząt lub roślin zmodyfikowanych genetycznie.
A skoro są takie obawy, i taka potrzeba, to producenci wychodzą klientom naprzeciw i zamieszczają uspokajającą informację. Robią tak, choć dobrze wiadomo że nie ma żadnych przekonujących dowodów naukowych na to, by obecnie dopuszczona do obrotu modyfikowana genetycznie żywność była szkodliwa dla naszego zdrowia [2].
Tym bardziej jeśli mowa o paszy zjadanej przez krowę, której mleko (lub jego przetwory) zjadamy my sami. Nawet jeśli modyfikowana byłaby sama krowa, albo rośliny, które jemy my, a nie krowy, to nie byłoby się za bardzo czego obawiać.
A przecież jeśli chodzi o jakość i bezpieczeństwo żywności, to mamy też realne powody do niepokoju.
Możemy na przykład zastanawiać się, czy marchewka którą jemy (a co gorsza, dajemy naszym dzieciom!) nie rosła przypadkiem na glebie nadmiernie skażonej WWA. Jeśli marchew pochodzi z Małopolski lub ze Śląska, to istnieje spore ryzyko, że tak właśnie było.
Lub też ile plastiku zjadamy (nie zdając sobie z tego sprawy) w ciągu jednego tygodnia?
Albo wreszcie możemy (a może nawet powinniśmy?) myśleć o tym, jak dużo i jakich pestycydów znajduje się różnych produktach spożywczych. Czy są to ilości, które już zagrażają naszemu zdrowiu, czy jeszcze nie? I czy nasza sytuacja jest pod tym względem dużo lepsza niż sytuacja Amerykanów, czy też tylko trochę? [3]
Patrząc na rzecz w szerszej perspektywie, w pełni uzasadniony jest niepokój o to, jak bardzo obecny model produkcji rolnej szkodzi bioróżnorodności, środowisku i nam samym.
A także o to, jak zmiana klimatu wpłynie (właściwie to już wypływa!) na nasze rolnictwo i bezpieczeństwo żywnościowe.
Dlatego zamiast dowiadywać się, czy ten nieszczęsny kawałek sera został wyprodukowany z mleka krów karmionych paszami zawierającymi GMO, czy też nie, wolałbym znać odpowiedzi na przykład na takie pytania:
– Jak wiele białego sera marnuje się rocznie w Polsce?
– W jakich warunkach żyją krowy, od których pochodzi mleko?
– Czy koniecznie musimy sprzedawać ser w plastikowych opakowaniach?
I co się dzieje z tymi opakowaniami? Czy trafiają do recyklingu? Do profesjonalnej spalarni?
A może do czyjegoś pieca? A może część z nich spłonie kiedyś na składowisku odpadów w jednym z wielu pożarów, które wybuchają co roku w naszym kraju?
– Jak będzie zmieniać się cena i dostępność produktów mlecznych w miarę postępującego stepowienia, a nawet pustynnienia Polski? To, że nasz kraj wysycha jest ewidentne już dziś, a jedną z najważniejszych przyczyn tego stanu rzeczy jest oczywiście zmiana klimatu.
I kiedy – również w związku ze zmianą klimatu – konieczne będzie w Polsce klimatyzowanie obór? Nie, to nie żart, ani wpływ jaki ma na piszącego te słowa lektura opowiadań z gatunku science-fiction: mówił o tym w wywiadzie rok temu prof. Karaczun.
Dwa ostatnie pytania dotyczyły wpływu zmiany klimatu na rolnictwo, ale można też odwrócić to pytanie – jak rolnictwo wpływa na zmianę klimatu? Na naszym konkretnym przykładzie można zapytać:
– Jaki jest ślad węglowy tego kawałka sera? [4]
– Czy koniecznie musimy karmić zwierzęta hodowlane śrutą sojową, sprowadzaną z drugiego końca świata?
Póki co, w obecnych realiach i logice rolnictwa przemysłowego to się po prostu opłaca.
I oczywiście dla odpowiedzi na to pytanie nie ma żadnego znaczenia, czy śruta powstała na bazie soi GMO, czy też „normalnej”, niemodyfikowanej genetycznie soi.
W Polsce wolno bowiem stosować pasze na bazie GMO, i jest to zresztą powszechna praktyka, ale od kilku lat nie wolno uprawiać roślin GMO. Jeśli więc krowy lub inne zwierzęta są jednak karmione paszą zawierającą GMO (a, raz jeszcze: często są), oznacza to że pasza pochodzi z daleka – zapewne z Ameryki Północnej lub Południowej. Chodzi tu właśnie przede wszystkim o modyfikowaną genetycznie soję.
Może więc warto spytać,
– Jakie środki ochrony roślin i w jakich ilościach zostały zużyte by wyprodukować paszę dla krowy, w tym śrutę sojową? Jaki jest ich wpływ na środowisko?
– Ile wody potrzeba, by wyprodukować 250 g białego sera?
– A jeśli chodzi o wpływ białego sera zdrowie, to ile powinniśmy go zjadać tygodniowo?
Bo przecież najpoważniejszym zagrożeniem dla zdrowia, związanym z jedzeniem zbyt dużych ilości nabiału jest nadmiar tłuszczów nasyconych (i ew. też nadmiar białka) w naszej diecie.
Z medycznego punktu widzenia jest to nieskończenie poważniejszy problem niż to, czy krowa jadła modyfikowaną genetycznie soję czy też nie. Warto przypomnieć, że wciąż prawie połowa zgonów w Polsce ma związek z chorobami układu krążenia. I dlatego pewnie dobrze jest wybierać chudy twaróg i dbać o zrównoważoną dietę. Ale też bez przesady i wpadania w ortoreksję.
– A może całkiem zrezygnować nie tylko z mięsa, ale też właśnie z nabiału, w trosce o Planetę i dobro zwierząt?
Niektóre z tych pytań mogą się wydawać zabawne, inne głupie, ale bynajmniej takimi nie są.
I chyba warto je zadawać, a najlepiej też szukać na nie odpowiedzi.
Póki co jesteśmy jednak uspokajani przez niektórych producentów nabiału tym, że ich ser został wyprodukowany z mleka krów karmionych paszami bez GMO. Świat naprawdę oszalał.
Postscriptum
Ponad 30 lat temu w piosence (przeznaczonej raczej dla dzieci [5]), zespół Lady Pank śpiewał:
Nie bój się byle czego, mało Ci to da, tyle jest wokół złego, prawdziwego zła (…)
Chyba wielu dorosłych również powinno wziąć sobie te słowa do serca.
Przypisy
[1] GMO to skrót od angielskiego genetically modified organism.
[2] Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) na temat bezpieczeństwa żywności modyfikowanej genetycznie mówi tak:
G(enetycznie) (M)odyfikowana żywność dostępna obecnie na rynku międzynarodowym przeszła ocenę pod kątem bezpieczeństwa i nie wydaje się prawdopodobne, by stwarzała zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Dodatkowo, w krajach gdzie taka żywność została dopuszczona do obrotu, wśród populacji ogólnej nie wykazano żadnych efektów dla zdrowia ludzkiego, związanych z jej spożywaniem.
w oryginale:
GM foods currently available on the international market have passed safety assessments and are not likely to present risks for human health. In addition, no effects on human health have been shown as a result of the consumption of such foods by the general population in the countries where they have been approved.
Konsekwencje jakie ma dla zdrowia zjedzenia np. pomidora modyfikowanego genetycznie są z grubsza takie same, jak skutki zjedzenia „normalnego” pomidora, czyli takiego nie-GMO. Jeśli ktoś ma na ten temat wątpliwości, warto sięgnąć po podręczniki Biologii ze szkoły średniej.
We wszystkich dyskusjach nad szkodliwością żywności GMO należy starannie rozdzielać wpływ, jaki na ekosystemy i nasze zdrowie mają środki ochrony roślin, od wpływu samych modyfikacji genetycznych, którym poddaje się rośliny lub zwierzęta. Pestycydów używa się zarówno w uprawach GMO, jak i w uprawach tradycyjnych.
[3] Nie wiem, jak wygląda w Polsce kwestia zanieczyszczenie żywności pozostałościami pestycydów. Bardzo chciałbym się mylić, ale przez analogię do innych tematów związanych z kontrolą stanu środowiska czy produkcji rolnej (choćby kompletnie „dziurawa” kontrola uboju), obawiam się, że (eufemistycznie rzecz ujmując) i tu może nie być za dobrze.
[4] A dokładniej, ile metanu wyemitowała w ciągu swojego życia krowa? (metan jest najważniejszym po dwutlenku węgla gazem cieplarnianym.) A jakie są emisje gazów cieplarnianych związane z transportem sera z zakładu mleczarskiego do sklepu, jakie z produkcją nawozów niezbędnych do produkcji paszy, a jakie z transportem samej paszy do Polski, czasem z drugiego końca świata?
[5] W drugiej połowie lat 80tych powstała nieco psychodeliczna, animowana ekranizacja książki Kornela Makuszyńskiego „O dwóch takich co ukradli księżyc” (nie mylić z inną, dużo starszą ekranizacją tej samej książki, w której grali bracia Kaczyńscy). Muzykę do tego filmu stworzył zespół Lady Pank, a wspomniany utwór jest fragmentem ścieżki dźwiękowej.