Rezygnacja z rosyjskiego węgla, ropy i gazu wymaga od nas pewnych wyrzeczeń. Warto je ponieść nie tylko po to, by wspierać walczącą Ukrainę. To samo, co szkodzi reżimowi Putina pomoże też oczyścić powietrze i spowolnić zmianę klimatu.
Rosja od lat w dużej mierze utrzymuje się ze sprzedaży surowców energetycznych. Mimo zbrodni, jakich armia Federacji Rosyjskiej dopuszcza się dziś w Ukrainie (a wcześniej w Syrii i Czeczenii), Europa w dalszym ciągu kupuje ogromne ilości rosyjskiego gazu, ropy i węgla. Tym samym szczodrze finansujemy wojenną machinę Putina.
Wymowny jest tu przykład największej europejskiej gospodarki – Niemiec. Dziś lepiej niż kiedykolwiek widać, że polityka energetyczna prowadzona przez ostatnie dwie dekady w RFN bardzo wzmocniła Rosję.
Czytaj również: Niemcy w temacie energii popełnili poważne błędy. Po ataku Rosji na Ukrainę lepiej je widać [KOMENTARZ]
Ale wiele innych krajów Unii też jest mocno uzależnionych od rosyjskich surowców, choć w liczbach bezwzględnych płacą one Rosji mniej niż Niemcy. Jednym z państw, na których Rosjanie zarabiają szczególnie dużo, jest Polska.
Ponad pięćdziesiąt miliardów złotych rocznie dla reżimu Putina
Według think-tanku Forum Energii w 2020 r. z Rosji pochodziło 55 proc. sprowadzanego do naszego kraju gazu ziemnego (9,6 mld m3 z prawie 18 mld m3), 65 proc. ropy naftowej (co daje około 16,4 milionów ton tego surowca) i 75 proc. węgla kamiennego (ponad 9 milionów ton).
Ważniejsze są tu jednak pieniądze: w 2020 za gaz zapłaciliśmy Rosji 18 miliardów złotych, za ropę 31 miliardów, a za węgiel – 4 miliardy. Łącznie 53 miliardy złotych. To mniej więcej tyle, ile w tym samym roku wynosiła wysokość budżetu polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej.
Czytaj również: Czy jesteśmy zależni od rosyjskich surowców? [DANE]
Dlatego zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę pojawiły się apele, że czas skończyć z „karmieniem bandytów pieniędzmi”. Również rządzący Polską politycy zapowiadali, że jak najszybciej wprowadzą embargo na rosyjskie surowce.
Ambitna deklaracja polskiego rządu
I faktycznie, słowa dotrzymano. Niedawno Premier Morawiecki ogłosił, że do końca roku przestaniemy korzystać z rosyjskiego gazu, ropy i węgla. To „najbardziej radykalny w Europie plan derusyfikacji węglowodorów w gospodarce”.
Czytaj również: Koniec importu paliw z Rosji. Eksperci wskazują konieczne zmiany
To dobry i potrzebny krok. Państwo Polskie zachowało się w tej kwestii o niebo lepiej niż choćby Niemcy. Bo politycy rządzący dziś RFN wciąż uparcie odmawiają wprowadzenia szczególnie bolesnych dla Putina sankcji, czyli właśnie natychmiastowej rezygnacji z rosyjskich surowców energetycznych.
I to pomimo prognoz, mówiących że PKB Niemiec spadłoby na skutek takich sankcji zaledwie od 0,5 do 3 procent (czyli mniej niż w 2020 r. z powodu pandemii). A także pomimo faktu, że większość obywateli RFN popiera takie zdecydowane kroki wobec Rosji.
Być może decyzję za polityków z Niemiec i innych państw europejskich podejmie tu sam Władimir Putin. Rosjanie zagrozili niedawno, że jeśli nie będzie się im płacić za gaz w rublach, zakręcą kurki.
Embargo na rosyjskie surowce ma swoją cenę
Może się jednak okazać, że surowce energetyczne sprowadzane z innych części świata będą droższe niż te rosyjskie. I że za ropę, węgiel lub gaz zapłacimy więcej niż do tej pory. A przynajmniej więcej, niż płaciliśmy rok czy dwa lata temu temu, zanim zaczął się trwający wciąż kryzys energetyczny i związane z nim rekordowe wzrosty cen na rynkach energii.
Ropa
Bardzo prawdopodobne jest to, że w nowej rzeczywistości więcej zapłacimy za ropę naftową. Ceny produkowanych z niej paliw przekładają się też oczywiście na ceny innych towarów i usług. Przede wszystkim jednak będziemy zostawiać więcej pieniędzy na stacjach benzynowych.
Dlatego najprawdopodobniej wiele osób będzie tankować znacznie rzadziej, częściej korzystając za to z komunikacji publicznej i własnych nóg. Nie wszystkich stać przecież na nowy samochód elektryczny czy „hybrydę”.
Warto tu przypomnieć zalecenia Międzynarodowej Agencji Energetycznej na zmniejszenie uzależnienia od rosyjskiej ropy. Są to m. in. redukcja dopuszczalnej prędkości na autostradach o minimum 10 km/h, praca z domu przez trzy dni w tygodniu, niedziele bez samochodu w miastach, wybieranie nocnych pociągów zamiast podróży samolotem (lotnictwo też zużywa ogromne ilości paliw produkowanych z ropy naftowej), unikanie podróży służbowych, tańszy transport zbiorowy i wreszcie zachęcanie do spacerów i jazdy na rowerze.
Czytaj również: Praca z domu, tańszy zbiorkom i ograniczenia prędkości. 10 kroków do zmniejszenia zużycia ropy
To ostatnie rozwiązanie jest zresztą od dawna zalecane przez lekarzy, w tym przez Światową Organizację Zdrowia. Nie od dziś wiadomo bowiem, że mało co tak dewastuje nasze zdrowie jak brak ruchu.
Gaz i węgiel
I tu, tak jak w przypadku ropy, najprawdopodobniej „lepiej już było”. Ceny obu tych nośników energii są dziś tak wysokie, że nawet jeśli utrzymają się na obecnym poziomie, będzie mieli poważny problem. Rachunki za sezon grzewczy bardzo wzrosną w przypadku osób ogrzewających swoje domy wyłącznie gazem lub węglem.
Na szczęście wiadomo, co należy zrobić by tego uniknąć. Naszą bronią jest efektywność energetyczna (ocieplone domy potrzebują mniej energii cieplnej) i pompy ciepła.
Czytaj również: Jak odciąć Putina od gotówki i oszczędzić w domowym budżecie? [RAPORT]
To nie my płacimy największą cenę
Większość Polaków popiera embargo na rosyjskie surowce. 27 marca media donosiły:
„58,9 proc. uczestników sondażu SW Research zrealizowanego dla rp.pl ocenia, że Unia Europejska powinna wprowadzić embargo na import gazu, ropy i węgla z Rosji, nawet jeśli będzie się to wiązać ze znacznym wzrostem cen tych surowców. Przeciwnego zdania jest 13,4 proc. ankietowanych.”
Doskonale wiemy, że to przecież nie nas konsekwencje rosyjskiej inwazji na Ukrainę dotykają najmocniej. Dla większości z nas jest chyba jasne, że wyrzeczenie i niedogodności, które przychodzi i przyjdzie nam znosić są niczym wobec cierpień Ukraińców. I że znieść je powinniśmy.
Ale wojna za naszą wschodnią granicą mocno, choć pośrednio, uderzy też w kraje globalnego południa – takie jak na przykład Egipt – które kupowały od Rosji i Ukrainy duże ilości zboża. Uderzy dużo silniej niż w nas, mieszkańców relatywnie bardzo zamożnej Europy.
Czytaj również: „Co dziesiąty bochenek chleba jest wypiekany z ukraińskiej mąki”. Najbardziej zagrożone najuboższe państwa
(Choć także dla nas droższy gaz oznaczać może droższe nawozy, a więc i wyższe ceny żywności.)
Co jako Europa moglibyśmy zrobić, by pomóc mieszkańcom Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, zagrożonym dziś głodem w wyniku wojny w Ukrainie? Choćby przestać marnować produkty rolne (w tym zboża) oraz ziemię uprawną na biopaliwa, które napędzają nasze samochody.
Czytaj również: Europa codziennie „spala” w autach 15 mln bochenków chleba
Lekcje z historii
To, że konflikty zbrojne często wymagają wyrzeczeń i zmiany stylu życia nawet od osób, które nie są obywatelami państw bezpośrednio dotkniętych działaniami wojennymi wiemy nie od dziś.
Tak było podczas kryzysu naftowego w 1973 r., który był konsekwencją Wojny Jom Kipur, stoczonej między Izraelem a Syrią i Egiptem.
Czytaj również: Ceny energii w dwa miesiące skoczyły o 300 proc. Co rządy zrobiły w 1973 roku?
Podobnie było też w trakcie II wojny światowej w USA. Znacznie częściej niż przed wojną korzystano tam wtedy z transportu publicznego, racjonowaniu podlegała benzyna, guma i wszystko, co miało znaczenie dla wysiłku wojennego. Produkcję aut na rynek cywilny wstrzymano na całe cztery lata, bo fabryki produkujące do tej pory samochody osobowe zaczęły produkować czołgi, działa, samoloty i inne rodzaje broni.
Dla amerykańskich cywilów wojna wiązała się więc z pewnymi niedogodnościami, choć trudno uznać je za szczególnie dotkliwe. Zwłaszcza z punktu widzenia koszmaru okupacji w Polsce, Ukrainie, Białorusi czy Jugosławii.
W dużo większym stopniu niż Amerykanie, trudy wojny ponieśli cywilni mieszkańcy Wielkiej Brytanii. Wprowadzono tam na przykład racjonowanie żywności (m. in. cukru i masła), oszczędzanie ciepłej wody i wiele innych mniej lub bardziej uciążliwych kroków i działań.
Racjonowanie żywności i zmiany w diecie wyszły zresztą Brytyjczykom na zdrowie. Większość ludzi jadła bowiem mniej mięsa, tłuszczu, jaj i cukru niż przedtem. Natomiast ludzie którzy przed wojną niedojadali, jedli w czasie wojny lepiej niż wcześniej – w ich diecie było więcej białka, witamin i kalorii. Dostawali bowiem takie same racje, jak wszyscy inni. Spadła śmiertelność noworodków i wzrósł średni wiek, w którym ludzie umierali z przyczyn naturalnych.
Działania zmniejszające uzależnienie od energii z Rosji są korzystne dla klimatu i jakości powietrza
Nam też obecne wyrzeczenia, ograniczenia i zmiany stylu życia mogą wyjść na dobre. Choćby dlatego, że to co dobre dla uniezależnienia się od dostaw energii jest też dobre dla klimatu i jakości powietrza. Świetnie widać to na przykładzie ograniczenia ruchu samochodowego i zmiany sposobu ogrzewania naszych domów – zastąpienia węgla pompami ciepła.
W ciut dalszej i szerszej perspektywie, dla naszego bezpieczeństwa kluczowa jest transformacja energetyczna. Ten nieco oklepany już termin oznacza po prostu odejście od paliw kopalnych, nie tylko tych rosyjskich. Czyli odejście od węgla, ropy i gazu ziemnego używanych dziś jako źródeł energii dla naszych elektrowni, urządzeń grzewczych i pojazdów.
A jedyną sensowną alternatywą dla paliw kopalnych są odnawialne źródła energii – w realiach polskich głównie wiatr i słońce – wspomagane przez energetykę jądrową.
Taka transformacja energetyczna – o ile się uda – przełoży się również na radykalne i trwałe zmniejszenie emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych. Co sprawi, że skutki zmiany klimatu będą mniej drastyczne.
Czytaj również: Susza zbiera żniwa w Polsce. Wysychają rzeki i gleba, rośnie zagrożenie pożarowe
Zastąpienie paliw kopalnych przez niskoemisyjne źródła energii doprowadzi też do bardzo znacznego zmniejszenia emisji pyłu i tlenków azotu. Dzięki temu smog przejdzie w Polsce do historii.
Czytaj również: Nowa badania: czystsze powietrze w Krakowie to mniej chorób u dzieci
Nie tylko rosyjskie surowce finansują wojny i łamanie praw człowieka
Wróćmy na koniec do dnia dzisiejszego, do polityki, i to nie tylko do polityki energetycznej.
Jak widać, na szczęście tak się składa, że to co dobre dla klimatu, jakości powietrza i naszego zdrowia okazuje się też często szkodzić autorytarnym i totalitarnym reżimom. Tych wśród krajów sprzedających ropę naftową i gaz ziemny niestety nie brakuje. Rosja jest tu bodaj najbardziej oczywistym przykładem, ale bynajmniej nie jedynym.
Już dziś kupujemy sporo ropy od Arabii Saudyjskiej. To kraj, w którym obowiązuje barbarzyńskie prawo (można tam zostać skazanym na śmierć za czary) i który bierze udział w wojnie w Jemenie. Saudyjskie lotnictwo zachowuje się tam mniej więcej tak jak rosyjskie w Ukrainie.
Jeśli chodzi o poszanowanie praw człowieka, równie źle albo i jeszcze gorzej niż w państwie Saudów jest choćby w Iranie. Można tam zostać skazanym na śmierć na przykład za stosunki seksualne z osobą tej samej płci. Kraj ten również finansuje i wspiera terroryzm.
A przecież to właśnie Iran być może za chwilę zastąpi Rosję (przynajmniej częściowo) jako dostawca węglowodorów do Unii Europejskiej.
Póki więc sprowadzamy do Polski węgiel, ropę i gaz, warto uważnie przyglądać się, skąd pochodzą.
Grafika tytułowa: Atmosphere1/Shutterstock